Hermiona stała nieruchomo obok Desiree. Obie wpatrywały się w bliźniaków, jak zaczarowane. Szatynka widziała jak przez mgłę. Kiedy oboje przywołali swoje miotły, a potem wbili się w powietrze, Hermiona wstrzymała oddech. Łzy spływały jej po policzkach. Kiedy byli już na górze wystrzelili jeszcze kilka napisów z fajerwerków, a Fred jeden szczególny, który zapadł jej w pamięć. W czerwonym sercu na niebie zalśnił napis: Kocham cię, Hermiono.
Szatynka odgarnęła kosmyki włosów, które wpadły jej w oczy i puściła całusa w powietrze. Fred mrugnął do niej jeszcze okiem, a potem obaj bliźniacy znikli poza horyzontem.
Jedyną rzeczą, która powinna się dla nich liczyć były nadchodzące testy. Panna Granger, która chodząc po Pokoju Wspólnym Gryffindoru pracowicie wymieniała przeróżne eliksiry i ich składniki, spoglądała na Corinne i Desiree bardzo groźnie. Wiedziała, że jeśli ona ich nie przypilnuje z nauką, to same się za nie nie wezmą. Tego była pewna w stu procentach. Szczególnie Corinne, która zakochana nie widziała świata poza Draconem Malfoyem. Tym Malfoyem! Pokręciła w duchu głową z politowaniem i machnęła ręką.
- No to jak dziewczyny? Myślę, że przydałaby się mała przerwa. Co powiecie na lody? - zapytała Hermiona. Gorliwy wrzask jaki wydały z siebie obie przyjaciółki można było usłyszeć w całym zamku.
- Tak myślałam - odparła tylko szatynka i pociągnęła za ręce obie dziewczyny do kuchni.
Panna Granger nerwowo wygięła palce i spojrzała na dziewczyny. Już było po wszystkim. Wreszcie! Uściskała się radośnie z Corinne i Desiree, a potem razem dołączyły do Rona i Harry'ego na błoniach. Obaj siedzieli pod ich ulubionym dębem wpatrując się radośnie w spokojną taflę jeziora. Nie można było tego ukryć - każdy był dumny z tego, że udało mu się przejść przez całe to szaleństwo związane z testami. Hermiona z początku zaczęła jeszcze wymieniać obawy razem z panną Culmington odnośnie pytań i ich odpowiedzi, ale Ron uciął krótko ich rozważania. Razem z Harrym złapali je obie i wyrzucili do jeziora. Obie zaśmiewając się do łez wyszły z wody i rzuciły się na Dess, która myślała, że uniknie kąpieli w jeziorze. Co to, to nie! Zmęczeni, ale przede wszystkim zadowoleni wrócili do zamku nie przeczuwając tego co miało się wydarzyć już za kilka godzin.
* * *
Hermiona ze stoickim spokojem wysłuchała opowieści o wizji Harry'ego. Na wieść, że Czarny Pan przetrzymuje Syriusza Blacka zrobiło jej się słabo. Oczywiście, starała się myśleć rozsądnie. Zaczęła się zastanawiać czy to nie jest może zasadzka na Harry'ego, aby pojawił się w Ministerstwie Magii. Chłopak jednak nie chciał w to uwierzyć, ale zgodził się z Hermioną, że trzeba to sprawdzić. Razem z Ronem zakradł się do gabinetu Dolores Jane Umbridge i podszedł do kominka. Luna, Ginny i Neville mieli tymczasem stać na straży. Jednak kiedy tylko Harry rozłączył się z rozmowy ze Stworkiem, a do środka wparowała Umbridge, Hermiona wiedziała, że wizja jest prawdziwa. Ochłonęła szybko i wyciągnęła Dolores do Zakazanego Lasu razem z Harry'm chcąc rzekomo pokazać jej tajną broń Dumbledore'a. Opuszczając gabinet zobaczyła jeszcze jak Dracon puszcza jej oko. Szła spokojnie chcąc nie okazać różowej wiedźmie swojego zdenerwowania. Mogła domyślić się, że szatynka kłamie i rzucić na nich Crucio. Ta kobieta była do wszystkie zdolna.
Kiedy szatynka próbowała rozpaczliwie znaleźć brata Hagrida - Graupa na Umbridge rzuciły się centaury. Harry i Hermiona skorzystali z okazji i znaleźli drogę do wyjścia z lasu.
Na błoniach czekali już Ginny, Neville, Luna, Desiree, Corinne i Ron. Wszyscy siedzieli już na testralach kiedy Hermiona spostrzegła Agarena. Dawał jej znak. Już czas.
- Lećcie. Dopilnuję, aby Zakon dowiedział się co się dzieje - powiedziała Hermiona próbując opanować drżenie rąk. Harry spojrzał na nią uważnie. Bardzo uważnie.
- Hermiono... - zaczął gryfon, ale Miona pokręciła natychmiast głową.
- Nie, Harry. Lećcie. I nie pytajcie o nic. Proszę - powiedziała szatynka ze łzami w oczach. Wszyscy kiwnęli potakująco głowami. Z pewnym oporem, oczywiście. Hermiona patrzyła się jeszcze chwilę za nimi. Wyglądało to dosyć zabawnie - siódemka nastolatków latająca w powietrzu. Pokręciła głową i otarła łzę z policzka, a potem pobiegła w stronę profesora Agarena.
Bllaqua czekał na nią u podnóża schodów. Hermiona podbiegła do niego z różdżką ściśniętą mocno w dłoni. Kiedy tylko szatynka do niego dotarła Vlade wyjął z kieszeni granatowy, płaski kamień i podał go szatynce. Dziewczyna wzięła go do ręki bez słowa i zaczęła go uważnie oglądać i przerzucać w dłoniach.
- Hermiono, to jest kamień z jaskini, gdzie znajduje się Czarna Róża. Nie jest to świstoklik, ale coś bardzo do tego podobne. Jeśli go mocno ściśniesz i pomyślisz o celu swojej podróży - kamień cię przeniesie do miejsca, gdzie znajduje się zaklęta Sobhian. Powodzenia... - powiedział mężczyzna uśmiechając się smutno. Miona kiwnęła głową i pomachała profesorowi, a potem zacisnęła powieki i pomyślała o Czarnej Róży. Nagle w uszach zadudnił jej ponury dźwięk. Poczuła tak potworny ból w klatce, że wrzasnęła i upadła na ziemię. Po chwili ból ustąpił, a szatynka zaczęła otwierać powoli oczy.
Znajdowała się teraz w jakiejś ciemnej jaskini. Hermiona przełknęła ślinę i zaczęła rozglądać się za kamieniem. Leżał na ziemi, więc gryfonka wsadziła go bezpiecznie do kieszeni, a następnie złapała różdżkę i wypowiedziała krótką formułkę. Grotę oświetlił nagle białe światło. Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów i ruszyła przed siebie.
Wszędzie dookoła otaczały ją ostre kamienie. Hermiona musiała trzymać się prosto i uważać, aby ich nie dotknąć. Raz przez przypadek opuszkiem palca dotknęła jednego z nich i natychmiast zaczęła krwawić.
Hermiona po dłuższej wędrówce postanowiła zrobić sobie postój. Korytarz ciągnął się chyba w nieskończoność, a ona musiała nabrać sił, aby iść dalej. Znalazła małą wnękę w ścianie, gdzie nie było tych kujących kamieni. Usiadła na zimnej posadzce i odetchnęła z ulgą. Nogi bolały ją tak bardzo, że nie miała ochoty iść dalej. Pragnęła tylko wrócić jak najszybciej do Hogwartu, położyć się w łóżku i mieć święty spokój. Oczywiście były to tylko marzenia bo doskonale wiedziała, że musi zniszczyć Czarną Róże. Drżała na myśl o tym, że Sobhian mogłaby dołączyć do Czarnego Pana. Wtedy dla całego świata nie byłoby już ratunku.
Westchnęła przeciągle i nagle zamarła. Słyszała kroki dosyć wyraźne. Była pewna, że to śmierciożercy wyruszyli po Sobhian. Wstała szybko i zgasiła różdżkę, a potem ruszyła przed siebie szybkim krokiem. Nie mogła biec jeśli ci mężczyźni dowiedzieliby się, że ona tu jest byłaby już martwa. Hermiona szła w zupełnych ciemnościach od czasu do czasu nadziewając się na ostre kamienie. Miała już całe ręce poranione, ale dzielnie szła na przód.
Po ponad godzinie dotarła do mostu. Deski, z których był zrobiony były już spróchniałe. Hermiona stała tak chwilę przed nim nie mogąc się ruszyć. Bała się, że most się pod nią zawali. Odetchnęła głęboki i wtedy usłyszała świst. Po chwili cztery zielone błyski ruszyły w jej stronę. Hermiona wrzasnęła i skoczyła za sporej wielkości kamień tuż obok mostu. Słyszała śmiech mężczyzn. Skuliła się nie wiedząc co robić. Nagle jednak usłyszała wrzask. Wychyliła się i otworzyła oczy ze zdumienia.
Kilka kroków dalej stał Fred dzielnie walcząc z trzema pozostałymi śmierciożercami. Czwarty z nich leżał na podłodze nieruchomo - był spetryfikowany. Hermiona wstała i w ostatniej chwili rzuciła zaklęcie tarczy dla niej i dla rudzielca. Zaklęcie odbiło się i walnęło w ścianę jaskini. Gryfonka pociągnęła Weasleya za rękę i spojrzała na niego ze łzami w oczach. A potem bez słowa przytuliła go najmocniej jak potrafiła.
- Co ty tu robisz? - zapytała zachrypnięta z płaczu.
- Jak to co? Jestem tutaj żeby ci pomóc. Na Merlina, Hermiono! Zrobiłem coś tak głupiego kiedy ty w myślach miałaś to, że musisz zerwać tą Różę. Wybaczysz mi? O tym wszystkich poinformował mnie profesor Agaren to znaczy się... Vlade. Przybyłem tutaj natychmiast. Strasznie martwił się o ciebie. Chciał tutaj przyjść i ci pomóc, ale doskonale wie, że nie może. Sobhian uwolniłaby się i na głowę spadłby kolejny problem. O wiele większy niż Voldzio - mówił Fred tuląc do siebie dziewczynę. Hermiona przełknęła łzy i spojrzała na Freda z wdzięcznością.
- Ale co teraz? - zapytała wciąż tuląc go do siebie. Słysząc głos śmierciożerców, który zaczął dochodzić do nich z dala szatynka przełknęła głośno ślinę.
- Musimy dostać się do tej Czarnej Róży. Na trzy złapiesz mnie za rękę i razem przebiegniemy przez ten most. Jasne? Tylko nie patrz w dół, ani za siebie. Ten most jest bardzo stary i boję się, że się rozpadnie, ale to jeden z najgorszych scenariuszy. Chodź - powiedział rudzielec. Hermiona kiwnęła niewyraźnie głową. Policzyli do trzech i złapali się za ręce, a potem jak najszybciej pobiegli w stronę mostu. Śmierciożercy ruszyli od razu za nimi. Gryfonka z rozpaczą modliła się, aby most wytrzymał i nie rozpadł się zanim dojdą na drugi brzeg. Nie mogąc się powstrzymać spojrzała w dół i o mało nie dostała zawału. Pod nimi, wszędzie była lawa. Hermiona ścisnęła Freda mocniej za rękę i przyśpieszyła.
Tak jak wymodliła szatynka, most wytrzymał ich opór. Jeden ze śmierciożerców, który biegł ostatni wpadł na złamaną deskę i runą w przepaść. Oboje jednak nie obejrzeli się za nim. Nagle oboje zobaczyli już z dala kwiat. W ich stronę w tej samej chwili ruszył grad pocisków w postaci przeróżnych zaklęć. Fred ścisnął Hermionę i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Miona posłuchaj mnie teraz uważnie. Zajmę tych dwóch, a ty w tym czasie biegnij po tą Czarną Różę i ją zniszcz. Dobrze? - zapytał patrząc na nią bardzo poważnie. Szatynka nadęła policzki.
- Nie! Fred, powiedziałam nie! Nie zostawię cię samego na pastwę dwóch śmierciożerców! Zabiją cię! - krzyknęła płacząc. Weasley spojrzał na nią smutnym wzrokiem, a potem wpił się w jej usta. Przez chwilę całował ją najgoręcej jak potrafił. Kiedy wreszcie się od niej oderwał szepnął jej jeszcze dwa słowa - kocham cię, a potem pobiegł w stronę dwóch czarodziei. Hermiona stała przez chwilę walcząc z sobą, aby nie ruszyć zanim, ale wreszcie ruszyła biegiem przed siebie.
Była już cała we łzach kiedy dotarła do Czarnej Róży. Kwiat znajdował się na niewielkim podeście. Obok niego rosła czarna jak smoła trawa. Hermiona poczuła nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Podeszła bliżej kwiatu i drżącą ręką wyjęła różdżkę. Jeden z kolców zalśnił na czarno oślepiając ją blaskiem. Gryfonka zasłoniła ręką oczy.
- Witaj Hermiono - zadudnił jej w uszach kobiecy głos. Szatynka była niemalże pewna, że to Sobhian. - Widzę, że przebyłaś długą drogę, aby mnie zniszczyć, ale zastanów się uważnie czy chcesz to zrobić. Vlade to stary głupiec. Na pewno opowiedział ci o tym jaka jestem zła do szpiku kości. Ale to nieprawda! Mogę pomóc zabić Toma Riddle'a. Jestem na tyle silna, aby to uczynić.
- Ach, tak? A potem co? Zajęłabyś jego miejsce? - zapytała dziewczyna ze złością. W odpowiedzi usłyszała melodyjny śmiech.
- Tak nisko mnie cenisz? Daj spokój, kochana. Nie zależy mi na władzy nad całym światem. Może kiedyś... Ale teraz? Nie. Chcę tylko pomóc. Dlaczego tak trudno ci to zrozumieć? - zapytała Sobhian z nutą gniewu w głosie. Hermiona może i zaczęłaby to rozważać jednak stanowczo uniemożliwił jej to krzyk bólu Freda. Przesądziło to o wszystkim.
- Bo wiem, że kłamiesz, Sobhian! - krzyknęła Hermiona. W tym samym momencie wyciągnęła różdżkę w kierunku Czarnej Róży.
- Nie, głupia! - usłyszała jeszcze, ale na nic się to zdało. Szatynka wypowiedziała formułkę zaklęcia. Łodyga Czarnej Róży odpadła tak samo jak kwiat. Czarne płatki zaczęły wirować w powietrzu. Hermiona odwróciła się gwałtownie i już chciała biec do Freda kiedy kamień w jej kieszeni rozgrzał się do czerwoności. Dziewczyna wrzasnęła z bólu.
- Nie, nie, nie! Fred! - zaczęła krzyczeć. Bez namysłu rzuciła się do biegu w kierunku, gdzie dwóch mężczyzn stało przy ciele chłopaka. Kamień ciążący jej w kieszeni nagrzewał się coraz bardziej. Szatynka jednak nie zwracała uwagi na ból. Musiała uratować Freda!
Rzuciła zaklęciem w ścianę groty. Dwóch mężczyzn jak na komendę zwróciło się w stronę, gdzie uderzyła klątwa. W tej samej chwili Hermiona podbiegła do rudzielca i złapała go za rękę. Śmierciożercy odwrócili się i rzucili w ich stronę śmiercionośne zaklęcie. Szatynka wyjęła z kieszeni gorący kamień krzywiąc się z bólu, a potem przeniosła się na błonia. Widziała jeszcze przed sobą wściekłą twarz mężczyzn i zielony snop światła.
Kiedy podniosła się ziemi od razu rzuciła się w kierunku Weasleya. Chłopak leżał na trawie bez ruchu. Hermiona złapała go za ręce i zaczęła nim potrząsać.
- Fred... Fred! Obudź się. No już! - krzyczała. Łzy spływały jej po policzkach. O mało nie padła ze szczęścia, kiedy rudzielec otworzył jedno oko i zawył z bólu.
- Fred... - wyszeptała z ulgą. - Ty głupi idioto - dodała widząc ten szelmowski uśmieszek na jego twarzy. Weasley zaśmiał się.
- Jak zawsze do usług.
- Hermiono, to jest kamień z jaskini, gdzie znajduje się Czarna Róża. Nie jest to świstoklik, ale coś bardzo do tego podobne. Jeśli go mocno ściśniesz i pomyślisz o celu swojej podróży - kamień cię przeniesie do miejsca, gdzie znajduje się zaklęta Sobhian. Powodzenia... - powiedział mężczyzna uśmiechając się smutno. Miona kiwnęła głową i pomachała profesorowi, a potem zacisnęła powieki i pomyślała o Czarnej Róży. Nagle w uszach zadudnił jej ponury dźwięk. Poczuła tak potworny ból w klatce, że wrzasnęła i upadła na ziemię. Po chwili ból ustąpił, a szatynka zaczęła otwierać powoli oczy.
Znajdowała się teraz w jakiejś ciemnej jaskini. Hermiona przełknęła ślinę i zaczęła rozglądać się za kamieniem. Leżał na ziemi, więc gryfonka wsadziła go bezpiecznie do kieszeni, a następnie złapała różdżkę i wypowiedziała krótką formułkę. Grotę oświetlił nagle białe światło. Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów i ruszyła przed siebie.
Wszędzie dookoła otaczały ją ostre kamienie. Hermiona musiała trzymać się prosto i uważać, aby ich nie dotknąć. Raz przez przypadek opuszkiem palca dotknęła jednego z nich i natychmiast zaczęła krwawić.
Hermiona po dłuższej wędrówce postanowiła zrobić sobie postój. Korytarz ciągnął się chyba w nieskończoność, a ona musiała nabrać sił, aby iść dalej. Znalazła małą wnękę w ścianie, gdzie nie było tych kujących kamieni. Usiadła na zimnej posadzce i odetchnęła z ulgą. Nogi bolały ją tak bardzo, że nie miała ochoty iść dalej. Pragnęła tylko wrócić jak najszybciej do Hogwartu, położyć się w łóżku i mieć święty spokój. Oczywiście były to tylko marzenia bo doskonale wiedziała, że musi zniszczyć Czarną Róże. Drżała na myśl o tym, że Sobhian mogłaby dołączyć do Czarnego Pana. Wtedy dla całego świata nie byłoby już ratunku.
Westchnęła przeciągle i nagle zamarła. Słyszała kroki dosyć wyraźne. Była pewna, że to śmierciożercy wyruszyli po Sobhian. Wstała szybko i zgasiła różdżkę, a potem ruszyła przed siebie szybkim krokiem. Nie mogła biec jeśli ci mężczyźni dowiedzieliby się, że ona tu jest byłaby już martwa. Hermiona szła w zupełnych ciemnościach od czasu do czasu nadziewając się na ostre kamienie. Miała już całe ręce poranione, ale dzielnie szła na przód.
Po ponad godzinie dotarła do mostu. Deski, z których był zrobiony były już spróchniałe. Hermiona stała tak chwilę przed nim nie mogąc się ruszyć. Bała się, że most się pod nią zawali. Odetchnęła głęboki i wtedy usłyszała świst. Po chwili cztery zielone błyski ruszyły w jej stronę. Hermiona wrzasnęła i skoczyła za sporej wielkości kamień tuż obok mostu. Słyszała śmiech mężczyzn. Skuliła się nie wiedząc co robić. Nagle jednak usłyszała wrzask. Wychyliła się i otworzyła oczy ze zdumienia.
Kilka kroków dalej stał Fred dzielnie walcząc z trzema pozostałymi śmierciożercami. Czwarty z nich leżał na podłodze nieruchomo - był spetryfikowany. Hermiona wstała i w ostatniej chwili rzuciła zaklęcie tarczy dla niej i dla rudzielca. Zaklęcie odbiło się i walnęło w ścianę jaskini. Gryfonka pociągnęła Weasleya za rękę i spojrzała na niego ze łzami w oczach. A potem bez słowa przytuliła go najmocniej jak potrafiła.
- Co ty tu robisz? - zapytała zachrypnięta z płaczu.
- Jak to co? Jestem tutaj żeby ci pomóc. Na Merlina, Hermiono! Zrobiłem coś tak głupiego kiedy ty w myślach miałaś to, że musisz zerwać tą Różę. Wybaczysz mi? O tym wszystkich poinformował mnie profesor Agaren to znaczy się... Vlade. Przybyłem tutaj natychmiast. Strasznie martwił się o ciebie. Chciał tutaj przyjść i ci pomóc, ale doskonale wie, że nie może. Sobhian uwolniłaby się i na głowę spadłby kolejny problem. O wiele większy niż Voldzio - mówił Fred tuląc do siebie dziewczynę. Hermiona przełknęła łzy i spojrzała na Freda z wdzięcznością.
- Ale co teraz? - zapytała wciąż tuląc go do siebie. Słysząc głos śmierciożerców, który zaczął dochodzić do nich z dala szatynka przełknęła głośno ślinę.
- Musimy dostać się do tej Czarnej Róży. Na trzy złapiesz mnie za rękę i razem przebiegniemy przez ten most. Jasne? Tylko nie patrz w dół, ani za siebie. Ten most jest bardzo stary i boję się, że się rozpadnie, ale to jeden z najgorszych scenariuszy. Chodź - powiedział rudzielec. Hermiona kiwnęła niewyraźnie głową. Policzyli do trzech i złapali się za ręce, a potem jak najszybciej pobiegli w stronę mostu. Śmierciożercy ruszyli od razu za nimi. Gryfonka z rozpaczą modliła się, aby most wytrzymał i nie rozpadł się zanim dojdą na drugi brzeg. Nie mogąc się powstrzymać spojrzała w dół i o mało nie dostała zawału. Pod nimi, wszędzie była lawa. Hermiona ścisnęła Freda mocniej za rękę i przyśpieszyła.
Tak jak wymodliła szatynka, most wytrzymał ich opór. Jeden ze śmierciożerców, który biegł ostatni wpadł na złamaną deskę i runą w przepaść. Oboje jednak nie obejrzeli się za nim. Nagle oboje zobaczyli już z dala kwiat. W ich stronę w tej samej chwili ruszył grad pocisków w postaci przeróżnych zaklęć. Fred ścisnął Hermionę i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Miona posłuchaj mnie teraz uważnie. Zajmę tych dwóch, a ty w tym czasie biegnij po tą Czarną Różę i ją zniszcz. Dobrze? - zapytał patrząc na nią bardzo poważnie. Szatynka nadęła policzki.
- Nie! Fred, powiedziałam nie! Nie zostawię cię samego na pastwę dwóch śmierciożerców! Zabiją cię! - krzyknęła płacząc. Weasley spojrzał na nią smutnym wzrokiem, a potem wpił się w jej usta. Przez chwilę całował ją najgoręcej jak potrafił. Kiedy wreszcie się od niej oderwał szepnął jej jeszcze dwa słowa - kocham cię, a potem pobiegł w stronę dwóch czarodziei. Hermiona stała przez chwilę walcząc z sobą, aby nie ruszyć zanim, ale wreszcie ruszyła biegiem przed siebie.
Była już cała we łzach kiedy dotarła do Czarnej Róży. Kwiat znajdował się na niewielkim podeście. Obok niego rosła czarna jak smoła trawa. Hermiona poczuła nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Podeszła bliżej kwiatu i drżącą ręką wyjęła różdżkę. Jeden z kolców zalśnił na czarno oślepiając ją blaskiem. Gryfonka zasłoniła ręką oczy.
- Witaj Hermiono - zadudnił jej w uszach kobiecy głos. Szatynka była niemalże pewna, że to Sobhian. - Widzę, że przebyłaś długą drogę, aby mnie zniszczyć, ale zastanów się uważnie czy chcesz to zrobić. Vlade to stary głupiec. Na pewno opowiedział ci o tym jaka jestem zła do szpiku kości. Ale to nieprawda! Mogę pomóc zabić Toma Riddle'a. Jestem na tyle silna, aby to uczynić.
- Ach, tak? A potem co? Zajęłabyś jego miejsce? - zapytała dziewczyna ze złością. W odpowiedzi usłyszała melodyjny śmiech.
- Tak nisko mnie cenisz? Daj spokój, kochana. Nie zależy mi na władzy nad całym światem. Może kiedyś... Ale teraz? Nie. Chcę tylko pomóc. Dlaczego tak trudno ci to zrozumieć? - zapytała Sobhian z nutą gniewu w głosie. Hermiona może i zaczęłaby to rozważać jednak stanowczo uniemożliwił jej to krzyk bólu Freda. Przesądziło to o wszystkim.
- Bo wiem, że kłamiesz, Sobhian! - krzyknęła Hermiona. W tym samym momencie wyciągnęła różdżkę w kierunku Czarnej Róży.
- Nie, głupia! - usłyszała jeszcze, ale na nic się to zdało. Szatynka wypowiedziała formułkę zaklęcia. Łodyga Czarnej Róży odpadła tak samo jak kwiat. Czarne płatki zaczęły wirować w powietrzu. Hermiona odwróciła się gwałtownie i już chciała biec do Freda kiedy kamień w jej kieszeni rozgrzał się do czerwoności. Dziewczyna wrzasnęła z bólu.
- Nie, nie, nie! Fred! - zaczęła krzyczeć. Bez namysłu rzuciła się do biegu w kierunku, gdzie dwóch mężczyzn stało przy ciele chłopaka. Kamień ciążący jej w kieszeni nagrzewał się coraz bardziej. Szatynka jednak nie zwracała uwagi na ból. Musiała uratować Freda!
Rzuciła zaklęciem w ścianę groty. Dwóch mężczyzn jak na komendę zwróciło się w stronę, gdzie uderzyła klątwa. W tej samej chwili Hermiona podbiegła do rudzielca i złapała go za rękę. Śmierciożercy odwrócili się i rzucili w ich stronę śmiercionośne zaklęcie. Szatynka wyjęła z kieszeni gorący kamień krzywiąc się z bólu, a potem przeniosła się na błonia. Widziała jeszcze przed sobą wściekłą twarz mężczyzn i zielony snop światła.
Kiedy podniosła się ziemi od razu rzuciła się w kierunku Weasleya. Chłopak leżał na trawie bez ruchu. Hermiona złapała go za ręce i zaczęła nim potrząsać.
- Fred... Fred! Obudź się. No już! - krzyczała. Łzy spływały jej po policzkach. O mało nie padła ze szczęścia, kiedy rudzielec otworzył jedno oko i zawył z bólu.
- Fred... - wyszeptała z ulgą. - Ty głupi idioto - dodała widząc ten szelmowski uśmieszek na jego twarzy. Weasley zaśmiał się.
- Jak zawsze do usług.
_______________________________________
Nie mogę w to uwierzyć. To już ostatni rozdział! Ostatnia notka moim zdaniem wyszła mi najlepiej. Chciałam, aby była długa i chyba mi się udało. Doprowadziłam do końca wątek Czarnej Róży z czego jestem bardzo zadowolona bo od pierwszego rozdziału miałam plan, aby coś takiego zrobić. No i udało się! Jestem strasznie szczęśliwa i smutna za jednym razem. :c Na razie kończę. Niedługo pojawi się epilog i tam mam zamiar trochę bardziej się rozpisać.
Pozdrawiam kochani!
Pozdrawiam kochani!
Wspaniały rozdział!! Czekam z niecierpliwością na epilog :)
OdpowiedzUsuńhttp://mojeminiopowiadania.blogspot.com/
Dziękuje :)
UsuńCałego bloga nie czytałam, ale po przeczytaniu tego chyba mam co żałować. Nie wiem dlaczego trafiam na cudowne blogi wtedy, kiedy się kończą, albo kiedy mają już ze 100 rozdziałów :c. Btw, bardzo mi się podoba twój pomysł - nowe wątki, nowi bohaterowie itp itd. Cóż, pozostaje mi jedynie czekać na epilog. Muszę znaleźć w sobie wystarczająco siły, żeby to przeczytać :3
OdpowiedzUsuńEch, takie fatum :c Mnie też takie wstrętne-coś prześladuje XD Bardzo się z tego powodu cieszę. Nawet nie wiesz jak bardzo ;) Nie ma pośpiechu, ale jeśli znajdziesz kiedyś chwilę na to opowiadanie to serdecznie zapraszam.
UsuńPozdrawiam ;*
Wspaniały rozdział. Wiedziałam, że się pogodzą i, że On się tam zjawi. A tak właściwie to chciałam żeby tak się stało. Cały rozdział cudowny nie mam słów żeby go opisać. Widzę, że zmieniłaś cykl z Zakonu Feniksa. Hermiona miała być w Ministerstwie razem z Harrym i resztą a tu musi zniszczyć Czarną Różę. Podoba mi się, że nie wszystko jest przepisane i otworzone z książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam z bólem na epilog :'( Szkoda, że już kończysz.
Ps. Zapraszam do siebie na rozdział 18 :)
Dziękuje bardzo. ;) Ja też to wiedziałam jak to pisałam bo szczerze mówiąc nie miałabym serce ich całkowicie rozdzielać. Zaczynając pisać to opowiadanie miałam zamiar je skończyć jakimś happy endem. Tyle się ze sobą ganiali, tyle się wydarzyło... Podsumowując zasługują na piękne zakończenie. Przynajmniej ja tak uważam. ;) Tak zmienione jest sporo i myślę, że to dobrze bo ja również nie lubię w opowiadaniach kiedy większość sytuacji jest zerżnięta z książki. Wolę wymyślać własne, nowe.
UsuńPozdrawiam ciepło!
To nie może być koniec! Nie nie nie nie nie. Nie rób mi tego, pliz. Nakarm potrzebującego :c
OdpowiedzUsuńA jednak. Przepraszam :c Mam jeszcze dwa inne opowiadania co prawda nie ta sama tematyka, ale zawsze coś ;)
UsuńCudowna końcówka ale... NIE! Ja naprawdę nie chcę żeby to był koniec. Przywykłam już do tego, że codziennie tu wchodzę i sprawdzam czy są jakieś nowości chodź i tak mam cię w obserwowanych. Uwielbiam twoją historię i wszystkie wątki poboczne - szczególnie ten z Alicją i Benjaminem i rozdział, w którym rozpisujesz się na temat uczuć Minerwy <3 Chcę więcej. Chcę, chcę, chcę. Ej ;(
OdpowiedzUsuńSmutna w Święta (przez ciebie!) Anette
Nawet nie wiesz jak mi się miło na serduchu zrobiło :) I wiem, że chcesz, ale to koniec tej historii i nie chcę jej na siłę przedłużać ;*
UsuńProszę, nie smutaj bo ja będę smutna :c
Uwielbiam wątek z Czarną Różą, jest najlepszy <3 I z końcówki jestem naprawdę zadowolona. Chyba lepiej sobie tego nie mogłam wyobrazić :PP Wiadomo ja też smutam, że koniec ale to chyba lepiej że chcesz skończyć tego bloga niż ciągnąć na siłę. Miałaś plan na czterdzieści rozdziałów więc niech tyle będzie. Chociaż z chęcią i to ogromną poczytałabym więcej o tej parze :) Ale końcem końców wszystko skończyło się szczęśliwie. Przez chwilę miałam naprawdę wrażenie, że on nie żyje... Gdybyś coś takiego zrobiła to chybabym cię zadusiła! Ale na szczęście nie więc jest dobrze. Czekam na epilog :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt, aliceannne!
Ja też go uwielbiam, aww. XD Ach, ta moja wrodzona skromność :) Jej, strasznie się cieszę bo w sumie byłam ciekawa jak na to zareagują czytelnicy :D Tak, ja też tak myślę. Cieszę się, że mnie rozumiesz. Ja też bym się chyba wtedy zadusiła bo zżyłam się z tą parą i gdybym miała coś takiego zrobić to następnego dnia tłumy ludzi wypisywałyby do mnie pretensje :D
UsuńDziękuje i nawzajem :D
59 year old Web Developer II Isa Wyre, hailing from Haliburton enjoys watching movies like "Hamlet, Prince of Denmark" and Jewelry making. Took a trip to Kalwaria Zebrzydowska: Pilgrimage Park and drives a Allroad. Przydatne zasoby
OdpowiedzUsuń