Walentynki mniej czy bardziej udane minęły już dawno choć z pewnością zapadły głęboko w pamięci. Czas jest świetnym dowcipnisiem - najpiękniejsze momenty szybko mijają, a te bardzo uciążliwe dłużą się i dłużą w nieskończoność.
Dzień był bardzo ciepły jak na marzec. Śnieg stopniał całkowicie dlatego po usłyszeniu dzwonku obwieszczającego koniec lekcji cała fala uczniów rzuciła się w stronę błoni. Hermiona normalnie bardzo by się z tego cieszyła i dołączyłaby do reszty uczniów. Rozłożyła się pod ulubionym drzewem i zaczęła czytać książkę. Jednak nie dzisiaj.
Na korytarzu zderzyła się z profesorem Agarenem. Bllaqua widząc ją zrobił dość żałosną minę. Jednak musiał to jej powiedzieć. Zaprosił gestem Hermionę do swojego gabinetu i opadł na krzesło całym ciężarem swojego ciała. Dopiero teraz Miona spostrzegła na jego wewnętrznej części dłoni tatuaż. Czarna Róża wydawała się kołysać we wszystkie strony przypominając tym znak śmierciożerców. Dziewczyna skrzywiła się. Schowała dłoń głęboko w kieszeni i ścisnęła mocno różdżkę. Bardzo jej się to wszystko nie podobało.
Agaren, który natychmiast dostrzegł niepokój dziewczyny skierował głową na różdżkę, która znajdowała się na stoliku obok Hermiony. Profesor uniósł ręce i zaczął pośpiesznie tłumaczyć o co chodzi. A przynajmniej próbował.
- Hermiono nigdy nie zastanawiało cię skąd przybyłem? Moje dziwne zachowanie? To dziwne spotkanie z ojcem Alicji w lesie? A teraz nawet ta róża na mojej dłoni? Zapewne zastanawiasz się dlaczego się tak buja? Przypomina ci to coś? Śmierciożerców, prawda? A to źle. Bo znak śmierciożerców powinien przypominać tę Różę - mówił warząc dokładnie słowa i spoglądając na Hermionę znacząco.
- Pomysł na taki znak Tom Riddle alias Lord Voldemort wziął ode mnie. Tak, znam go z Hogwartu. Był kimś kogo uważałem za przyjaciela. A ja dla niego? Sam nie wiem. Tego słowa w jego słowniku na pewno nie znajdziemy. W każdym bądź razie dzieliliśmy razem dormitorium. Nawet ja nie przypuszczałem, że stanie się takim człowiekiem. Spałem razem pod dachem z Seryjnym Zabójcą, Czarnym Panem, Mściwym Władcą, Tępicielem Mugoli i Szlam aż wreszcie Lordem Voldemortem. Sprytnie to wymyślił, nie? Pomysł na znak jego sługusów wziął się od mojej wytatuowanej czarami Róży na dłoni.
- Ale dlaczego róża? Chyba nie powiesz mi, że ty i Voldemort przepadacie za przyrodą? - wtrąciła zimno Hermiona. Agaren zaśmiał się i nalał do swojego kieliszka Ognistej Whisky.
- Nie, Granger. Nie przepadaliśmy. Nienawidziliśmy tego co piękne. Brzydziliśmy się tym, oboje. Właśnie dlatego się zaprzyjaźniliśmy. Wszyscy kłaniali się nam kiedy chodziliśmy korytarzami. Tom i Vlade nieustraszeni ślizgoni. Przez siedem lat, które spędziliśmy w Hogwarcie nasza złość potęgowała się. Z dnia na dzień. Kiedy pewnego razu włóczyliśmy się po Zakazanym Lesie znalazłem różę. Czarną. Obaj z Riddlem byliśmy nią niezwykle zafascynowani. Wyrwaliśmy ją i ukryliśmy w naszym dormitorium. Nie zwiędła, ale zdawała się każdego dnia lśnić i oczarowywać swym blaskiem coraz bardziej. Wiedz, że Tom zawsze chciał rządzić. Był urodzonym przywódcą. Ja tego nie lubiłem. Nie pomogłem mu wymyślić armii śmierciożerców. Jak zapewne sobie myślisz. Ale wracając do tematu: dlaczego Czarna Róża? Otóż dla mnie miała ona wielkie znaczenie choć sam nie wiem tak naprawdę dlaczego. Pewnego razu przekonałem się, że ma ona wielką, straszliwą moc. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Powiedziałem o tym Dumbledorowi i razem schowaliśmy tę Różę, aby nikt nie złapał je w swoje sidła i nie posiadł jej mocy. Mi chodziło szczególnie o Riddle'a. Jako pieczęć zaklęcie, które rzuciłem z pomocą Albusa na mojej dłoni pojawił się właśnie tatuaż tego kwiatu. Czarnej Róży. A to jak się wije pokazuje jak bardzo cierpi będąc w uwięzieniu. To stąd wziął się wąż wychodzący z czaszki u Toma jako jego symbol. O Róży dawno już zapomniał. Był za bardzo przytłoczony myślą swoich genialnych planów. Zaklęty kwiat siedział cicho aż do teraz. Kiedy ktoś pragnie wielkiej mocy Róża go przywołuje. Niestety wcześniej nie miałem o tym pojęcia. Voldemort bardzo ją pragnie dlatego chce odnaleźć stary kwiatek z Hogwartu. Dlatego mnie szukał. Tak, mam na imię Vlade. Musiałem zmienić imię i nazwisko, aby się przed nim ukryć. Czarna Róża na tyle odzyskała swoją moc, aby obalić kilka zaklęć ochronnych. I oczywiście już to zrobiła. Teraz czeka aż sługusy Toma dotrą do niej i zaniosą jak na tacy do Voldzia, aby w pełni mógł posiąść wielką moc. A ona odzyskać życie...
- Mówisz o niej jak o prawdziwej osobie - powiedziała Hermiona z dziwnym błyskiem oku.
- Tak bo w tej Róży jest uwięziona Sobhian - potężna czarownica ze starożytności. Będąc z Riddlem odzyska swoją cielesną postać. A tego nie chcemy. Oj, nie chcemy aby zwalił się nam na głowę ktoś taki jak Sobhian. Razem z Voldemortem byliby niepokonani dlatego musimy zrobić wszystko, aby temu zapobiec. Ja niestety nie mogę, ponieważ Róża mnie wyczuje i uwolni się całkowicie. Tylko ktoś o dobrym, czystym sercu i wielkiej odwadze jest w stanie ją uśmiercić raz na zawsze. Tą osobą jesteś ty, Hermiono - mruknął wreszcie i spojrzał tępo na tatuaż. Wydawałoby się, że Róża uśmiecha się kpiąco.
- Niemożliwe - wyszeptała wreszcie szatynka choć i tak wiedziała, że to prawda. Naprawdę poczuła moc kwiatu. Ale dlaczego właśnie ona? Vlade wstał i przeszedł się po gabinecie.
- Dlatego, że jesteś prawdziwą gryfonką, Hermiono. A to koniecznie musi być dziewczyna z Hogwartu. Tylko ty jesteś w stanie ją powstrzymać. Nikt inny - powiedział, a jego słowa zaszumiały jej w głowie.
Bez słowa wyszła z gabinetu profesora czując łzy na policzkach. Teraz wiedziała jak to jest kiedy na twoich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność.
- Mówisz o niej jak o prawdziwej osobie - powiedziała Hermiona z dziwnym błyskiem oku.
- Tak bo w tej Róży jest uwięziona Sobhian - potężna czarownica ze starożytności. Będąc z Riddlem odzyska swoją cielesną postać. A tego nie chcemy. Oj, nie chcemy aby zwalił się nam na głowę ktoś taki jak Sobhian. Razem z Voldemortem byliby niepokonani dlatego musimy zrobić wszystko, aby temu zapobiec. Ja niestety nie mogę, ponieważ Róża mnie wyczuje i uwolni się całkowicie. Tylko ktoś o dobrym, czystym sercu i wielkiej odwadze jest w stanie ją uśmiercić raz na zawsze. Tą osobą jesteś ty, Hermiono - mruknął wreszcie i spojrzał tępo na tatuaż. Wydawałoby się, że Róża uśmiecha się kpiąco.
- Niemożliwe - wyszeptała wreszcie szatynka choć i tak wiedziała, że to prawda. Naprawdę poczuła moc kwiatu. Ale dlaczego właśnie ona? Vlade wstał i przeszedł się po gabinecie.
- Dlatego, że jesteś prawdziwą gryfonką, Hermiono. A to koniecznie musi być dziewczyna z Hogwartu. Tylko ty jesteś w stanie ją powstrzymać. Nikt inny - powiedział, a jego słowa zaszumiały jej w głowie.
Bez słowa wyszła z gabinetu profesora czując łzy na policzkach. Teraz wiedziała jak to jest kiedy na twoich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność.
A czas uciekał nieubłaganie.
Przecież mogła się tego spodziewać! Ale była głupia. To niemożliwe, aby nauczyciel był tak bardzo miły jak on. Ale kto by się spodziewał, że skrywał tak mroczną przeszłość? Nie pasowało to do profesora Agarena. Przynajmniej takiego jakiego znała. Chociaż jakby na to spojrzeć to w ogóle go nie znała.
W głowie miała mętlik. W środku toczyła się wielka walka. Chciała podzielić się z tym przyjaciółmi. Ale nie mogła. Albo nie chciała? Marzyła znaleźć się teraz w ramionach Freda.
Strąciła łzy i weszła do Pokoju Wspólnego udając, że nic się jej nie stało. Jej chłopak i George rozmawiali o czymś nawet nie zwracając uwagi na to, że są całkiem głośno.
- A wyobrażasz sobie jej minę jak zobaczy te smoki? Możemy dać do tego jeszcze napisy z Precz z Inkwizytorem Hogwartu - powiedział z przejęciem Fred i oboje zarechotali.
- Freddie, ale powiedz... Czy Miona już wie, że masz zamiar opuścić szkołę i nawet nie pisać OWTMów? - zapytał ostrożnie rudzielec. Jego brat bliźniak westchnął.
- Ja... Ja nie wiem jak jej o tym powiedzieć... - zaczął niepewnie i wbił wzrok w podłogę.
- Już nie musisz. Nie męcz się i nie obwiniaj. Zostaw to wszystko tutaj i leć na miotle daleko stąd. Najlepiej z dala ode mnie - mruknęła Hermiona. Dopiero teraz obaj bracia spostrzegli, że dziewczyna ich podsłuchuje, ale również, że jest cała zapłakana.
Szatynka rzuciła jeszcze smutne spojrzenie rudzielcowi i wbiegła po schodach do dormitorium. Fred próbował ją złapać. Krzyczał nawet za nią i wbiegł na schody, ale te zmieniły się w zjeżdżalnie. Hermiona zdążyła zakopać się w swoim dormitorium przed alarmem.
- Dlaczego wszystko się tak komplikuje? - zapytali oboje jednak żadne z nich nie uzyskało odpowiedzi.
Corinne z rozdrażnieniem spostrzegła, że nie może myśleć o niczym innym niż o Walentynkach spędzonych razem z Draconem w składziku na miotły. A miała o czym myśleć, oj miała. Największym zaskoczeniem było dla niej to, że Malfoy będąc sam nie był takim dupkiem jakim się wydawał. A także to, że mieli masę tematów do obgadania. Oczywiście nie we wszystkim się ze sobą zgadzali, ale jednak...
Panna Culmington dotknęła swoich ust i przez chwilę rozkoszowała się w myślach pocałunkiem jej i Malfoya. Był taki spontaniczny i przypadkowy... Składzik był ciasny, a oni oboje w tej samej chwili wstali i stanęli tak blisko siebie... Corny potrząsnęła nagle głową z dziwną zaciętością. Nie mogła o tym myśleć! Malfoy to fałszywy kretyn, imbecyl, mutant, debil, przylizany synek mamusi z takimi pięknymi, hipnotyzującymi szarymi oczami... Corinne zasłoniła sobie ręką usta. Szybko rozejrzała się za jakąś grubą książką. Jej brat, Charlie trzymał w ręku grubą księgę. Puchonka podbiegła do niego natychmiast.
- Charles, walnij mnie w głowę tą książką. Szybko! - powiedziała Corny gestykulując z zapałem. Chłopak spojrzał na nią z zatroskana miną.
- Siostrzyczko jesteś chora? To trzeba do pani Pomfrey... - zaczął, ale Corinne natychmiast pokręciła głową.
- Chora? Oczywiście, że chora! Zakochałam się w największym palancie na świecie - wyszeptała ze zgrozą. Culmington położył rękę na sercu i wbił w swoją siostrę przerażone spojrzenie.
- Czy ty... - zaczął, ale nie dokończył. Z korytarz wyjrzał właśnie Dracon Malfoy. Na widok Corinne wyprostował się i... Na Merlina! Tak, tak! Uśmiechnął się!
Corny podbiegła do niego i pocałowała go namiętnie, a potem zaciągnęła ręką w stronę klasy. Nie chciała, aby ktoś ich zobaczył. O brata nie musiała się martwić. Zemdlał za nim zdążyli się pocałować.
W głowie miała mętlik. W środku toczyła się wielka walka. Chciała podzielić się z tym przyjaciółmi. Ale nie mogła. Albo nie chciała? Marzyła znaleźć się teraz w ramionach Freda.
Strąciła łzy i weszła do Pokoju Wspólnego udając, że nic się jej nie stało. Jej chłopak i George rozmawiali o czymś nawet nie zwracając uwagi na to, że są całkiem głośno.
- A wyobrażasz sobie jej minę jak zobaczy te smoki? Możemy dać do tego jeszcze napisy z Precz z Inkwizytorem Hogwartu - powiedział z przejęciem Fred i oboje zarechotali.
- Freddie, ale powiedz... Czy Miona już wie, że masz zamiar opuścić szkołę i nawet nie pisać OWTMów? - zapytał ostrożnie rudzielec. Jego brat bliźniak westchnął.
- Ja... Ja nie wiem jak jej o tym powiedzieć... - zaczął niepewnie i wbił wzrok w podłogę.
- Już nie musisz. Nie męcz się i nie obwiniaj. Zostaw to wszystko tutaj i leć na miotle daleko stąd. Najlepiej z dala ode mnie - mruknęła Hermiona. Dopiero teraz obaj bracia spostrzegli, że dziewczyna ich podsłuchuje, ale również, że jest cała zapłakana.
Szatynka rzuciła jeszcze smutne spojrzenie rudzielcowi i wbiegła po schodach do dormitorium. Fred próbował ją złapać. Krzyczał nawet za nią i wbiegł na schody, ale te zmieniły się w zjeżdżalnie. Hermiona zdążyła zakopać się w swoim dormitorium przed alarmem.
- Dlaczego wszystko się tak komplikuje? - zapytali oboje jednak żadne z nich nie uzyskało odpowiedzi.
* * *
Panna Culmington dotknęła swoich ust i przez chwilę rozkoszowała się w myślach pocałunkiem jej i Malfoya. Był taki spontaniczny i przypadkowy... Składzik był ciasny, a oni oboje w tej samej chwili wstali i stanęli tak blisko siebie... Corny potrząsnęła nagle głową z dziwną zaciętością. Nie mogła o tym myśleć! Malfoy to fałszywy kretyn, imbecyl, mutant, debil, przylizany synek mamusi z takimi pięknymi, hipnotyzującymi szarymi oczami... Corinne zasłoniła sobie ręką usta. Szybko rozejrzała się za jakąś grubą książką. Jej brat, Charlie trzymał w ręku grubą księgę. Puchonka podbiegła do niego natychmiast.
- Charles, walnij mnie w głowę tą książką. Szybko! - powiedziała Corny gestykulując z zapałem. Chłopak spojrzał na nią z zatroskana miną.
- Siostrzyczko jesteś chora? To trzeba do pani Pomfrey... - zaczął, ale Corinne natychmiast pokręciła głową.
- Chora? Oczywiście, że chora! Zakochałam się w największym palancie na świecie - wyszeptała ze zgrozą. Culmington położył rękę na sercu i wbił w swoją siostrę przerażone spojrzenie.
- Czy ty... - zaczął, ale nie dokończył. Z korytarz wyjrzał właśnie Dracon Malfoy. Na widok Corinne wyprostował się i... Na Merlina! Tak, tak! Uśmiechnął się!
Corny podbiegła do niego i pocałowała go namiętnie, a potem zaciągnęła ręką w stronę klasy. Nie chciała, aby ktoś ich zobaczył. O brata nie musiała się martwić. Zemdlał za nim zdążyli się pocałować.
________________________________________
Oł, rozdział miał być w sobotę, a teraz mamy niedzielę. Jak ten czas szybko leci. Ale wybaczcie cały dzień zakuwałam z historii i biologii. Od tych wszystkich komórek, naczyń, narządów, dat, królów i innych miesza mi się w głowie. I szczerze mówiąc nie mam już ochoty na nic. Jestem wycieńczona. Obejrzę jeszcze dwa odcinki Pretty Little Liars, a potem idę spać bo jutro rano do szkoły (niestety) trzeba wstać.
Pozdrawiam!
O.O
OdpowiedzUsuńUmiesz człowieka zaskoczyć, omg. Agaren to Vlade i na dodatek jeszcze były przyjaciel Czarnego Pana. Ale ty umiesz to wszystko fajnie podkręcić. Fajnie opisałaś tą sprawę ze znalezieniem Czarnej Róży. I Hermiona tak jakby w roli Harry'ego. Szkoda tylko, że Fred nie powiedział Mionie o tym co zamierza zrobić... Ech, faceci ;/
Ale koniec wynagradza wszystko. Croinne i Draco <3 ♥ <3 ♥
czekam na n. n.
Uznam, że to komplementy bo chyba tak rzeczywiście jest :D Uwierz mi jak ja się przy tym natrudziłaaam! To ty sobie nie wyobrażasz. Ale jestem w stu procentach zadowolona z tego rozdziału i cieszę się, że tobie również przypadł do gustu.Tak, faceci jak to oni mózgu nie mają więc wiesz. Mu kobiety musimy się z nimi użerać :c A końcówka... Ach, moja ulubiona scena w całym opku ^^
UsuńPierwszy raz jestem u Ciebie i nie żałuje.
OdpowiedzUsuńZostałam mile zaskoczona niezwykle inteligentną i jakże ciekawą historią.
Najbardziej zaciekawiła mnie historia Róży i zaklętej w niej czarownicy.
To jest bardzo oryginalne i nie miałam okazji jeszcze spotkać się właśnie z takową historią.
Już dawno się z tym nie spotkałam i naprawdę bardzo mi zaimponowałaś.
Przy takich historiach warto zostawać dłużej i myśleć co będzie dalej.
Jestem wręcz zauroczona całą historią i naprawdę mnie zauroczyłaś już od samego początku!
Z przyjemnością zostanę Twoim czytelnikiem dlatego z radością dodaję Cię do obserwowanych i będę w ten sposób na bieżąco śledziła losy Twoich bohaterów.
z pozdrowieniami.
[http://pokochac-lotra.blogspot.com]
Bardzo się cieszę z tego powodu. Miło, że spodobał cię się cały ten pomysł z zaklętą Różą. Na początku nie byłam pewna i miałam wyciąć ten wątek z fabuły, ale cieszę się, że jednak tego nie zrobiłam. ;) Dziękuje za miłe słowa.
UsuńPozdrawiam!
genialna końcówka ;DD jak Charlie się obudzi pewnie pomyśli, że to koszmar. już wyobrażam sobie jego minę kiedy dowie się, że to jednak jest prawda ^^
OdpowiedzUsuń