- Dlaczego tak wciskasz się w naszą paczkę? Co, Culmington? Mowę ci odjęło? Nie myśl, że jeśli pokłóciłam się z Hermioną to teraz będziesz jej najlepszą przyjaciółką - warknęła zimno. W tej chwili przypominała Dracona. Corinne już zrozumiała dlaczego szatynka tak się na nią wściekła i do czego zmierzał Malfoy. Pokręciła głową z niedowierzaniem i spojrzała na gryfonkę.
- Jesteś śmieszna, Desiree. Wiesz? Wcale tak nie myślę. Obie znacie się o wiele dłużej i nie mam zamiaru między wami wchodzić. Rozumiesz? Nigdzie nie wciskam się na siłę. Rozmawiam z Hermioną od czasu do czasu! Z resztą jestem tylko na "cześć". Jesteś żałosna, Marmouget. Naprawdę. Radzę ci się wytłumaczyć wszystkim tym osobom, których uważasz za przyjaciół, a szczególnie Hermionie. Na tym polega przyjaźń. Na zaufaniu. Wiesz co to? Przestań stroić fochy i ryczeć bo to w niczym ci nie pomoże. I nie wyżywaj się na mnie bo ja tu nic nie zrobiłam. A jeśli nie to idź do swojego braciszka. Idź! - ryknęła Corinne. Desiree rozszerzyła ze zdziwienia oczy. Chyba to wszystko do niej dotarło, ale zanim zdążyła powiedzieć choćby słowo Corny ruszyła wściekła przed siebie. W Pokoju Wspólnym Hufflepuffu nie rozmawiało się o niczym innym jak o Sylwstrze. Dziewczyny ogarną prawdziwy szał. Corinne pokręciła zniesmaczona głową. Przez Pokój przeszedł Gerard z cudownym uśmiechem na twarzy. Puchonki spojrzały za nim jak zaczarowane i wydały zgodne westchnięcie. Corny ze zdziwieniem patrzyła jak Heller siada obok niej i pyta czy nie poszłaby z nim na Sylwestra. Cece wzruszyła ramionami i kiwnęła głową. Gerard odetchnął z ulgą.
- Dzięki, że się zgodziłaś. Może teraz się odczepią i nie będę za mną chodzić - zaśmiał się. Panna Culmington zlustrowała go wzrokiem. Jego zielone oczy iskrzyły się wesoło, a czarne włosy postawione dawały zaskakujący efekt. Puchonka pokręciła głową.
- Nie licz na to. Jesteś zbyt przystojny. Tak łatwo nie odpuszczą - oparła z uśmiechem. - Ale dlaczego ja? Masz tyle dziewczyn do wyboru.
- Rzeczywiście wiele, ale ładnych i inteligentnych tak jak ty jest bardzo mało. Jeśli nie ty jedna - odparł. Pożegnał się i już chciał wyjść z Pokoju Wspólnego kiedy dziewczyna spojrzała na niego z przerażeniem.
- Chcesz mnie zostawić na pastwę losu z tymi łaknącymi ciebie harpiami? - zapytała. Gerard pokręcił głową. Wystawił ramię i uśmiechnął się.
- W takim razie, idziesz ze mną Lady Corinne.
- To zaszczyt, Sir Gerardzie - powiedziała ze śmiechem i wyszli razem na zewnątrz.
* * *
Desiree nadal stała w tym samym miejscu nie mogąc się poruszyć. Wszystko się popsuło. Nie chciała nakrzyczeć, ani powiedzieć coś takiego Corinne. Poczuła się strasznie głupio. Krzyczała jeszcze za nią, ale ta znikła jej już z oczu. Wściekłość jaka ją ogarnęła była oszałamiająca. Złapała się za głowę i osunęła powoli na ziemię. Zawiodła wszystkich. Z jej oczu poleciały łzy. Geroge, który dowiedział się o wszystkim od brata znalazł ją w strasznym stanie. Podbiegł do niej i przytulił z całej siły. Desiree chciała go odepchnąć, ale była za słaba. Geroge wziął jej drobną buzię w dłonie tym samym każąc jej spojrzeć sobie głęboko w oczy. Nie mógł znieść widoku płaczącej Dess. Serce mu się kroiło na ten widok. Tak bardzo ją kochał. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że świata nie widzi poza tą zwariowaną blondynką. Uwielbiał wpatrywać się w jej fioletowe oczy i bawić się złocistymi włosami. Opowiadanie jej kawałów lub robienie razem głupich min było czymś cudownym. Jej śmiech był dla niego najpiękniejszą melodią. Była to jego własna muzyka. Pamiętał doskonale jak na początku roku wychodził z Pokoju Wspólnego o północy. Desiree siedziała na kanapie i tępo wpatrywała się w ogień wesoło trzaskający w kominku. Gryfonka błagała go żeby pozwolił jej iść ze sobą. Doskonale pamiętał jak zrobiła do niego te swoje słodkie oczy, a on nie był w stanie myśleć. Skradanie się korytarzem razem z nią przy bladym świetle księżyca było czymś czego jeszcze nie przeżył. Bawił się z nią doskonale. Kiedy zobaczyli Panią Noriss złapali się za ręce i biegli razem przez korytarz, aby utrzymać to samo tępo. Była inna od wszystkich dziewczyn jakie znał. Śliczna i mądra. Święta, które z nią spędził były najlepszymi jakie kiedykolwiek przeżył. Pewnego wieczory zaciągnęła go na Wieżę Astronomiczną i razem oglądali zachód słońca. Tamta chwila była magiczna. Wiatr wiał lekko, a oni stali obok siebie oczarowani tym widokiem. Kiedy byli w Hogsmead w jednym ze sklepów i kupowali dla siebie nowe pióra zwijali się ze śmiechu patrząc na gburowatego sprzedawce. Pamiętał taniec, który zatańczyli w Pokoju Wspólnym. Trzymał ją w ramionach i nic więcej się nie liczyło. Tylko ona. Ta cudowna chwila kiedy się obudził na kanapie, a w jego ramionach spała Desiree. Wyglądała tak słodko i niewinnie. Mógł zrobić dla niej wszystko. Oparł czoło o jej i strącił łzę spływającą po policzku.
- Kocham cię, Desiree - wyszeptał na co blondynka uśmiechnęła się przez łzy.
- Ja ciebie też, George - odparła równie cicho. Przymknęła powieki i zatopiła się w jego ustach. Całowali się zachłannie. I nic więcej się nie liczyło. Tylko oni.
Hermiona usiadła na kanapie, a tuż obok niej Fred. Szatynka nie była wściekła na swoją najlepszą przyjaciółkę, jeśli może ją tak w ogóle nazwać. Była rozczarowana i smutna. Zabolało ją to, cholernie. George'owi powiedziała, ale żeby nie powiedzieć tego jej? Pokręciła głową. Szokiem była również to, że okazała się siostrą Dracona Malfoya. Gdy tylko się poznały Hermiona pomyślała, że oboje są do siebie bardzo podobni w kwestii wyglądu. Brała pod uwagę, że może są rodzeństwem, ale to wydało się tak absurdalne, że szybko o tym zapomniała. Powiedziała o tym Fredowi, który wyznał jej, że również coś takiego podejrzewał. Szatynka pokręciła smutno głową i wtuliła się w tors rudzielca.
- Wiesz co, Hermiono? Nie ma się co przejmować. Wszystko się jakoś ułoży - powiedział uśmiechając się ciepło. Nagle wstał i klęknął przed gryfonką. - Czy zechciałabyś o pani, pójść ze mną na bal z okazji Sylwestra? - zapytał z powagą. Hermiona uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście - odparła. Oboje zaśmiali się wesoło.
- W takim razie ja zapraszam na porcję lodów czekoladowych. Naszych ulubionych, oczywiście. Czy przyjmiesz o panie, moją propozycję? - zapytała i oboje zarechotali.
Przygotowania do Sylwestra ruszyły pełną parą. Jako, że do hucznej imprezy został tylko jeden dzień uczniowie ze wszystkich domów spięli się i zgodnie wykonywali polecenia. Prefekci domów czuwali nad wszystkim i mówili kto co ma robić. Hermiona operowała gładko różdżką podnosząc balony i zawieszając je na sznurkach. Pierwszoroczni zajęli się nadmuchiwaniem ich co było genialnym pomysłem szatynki. W ten sposób nie przeszkadzali tak bardzo i nie robili bałaganu. Charles kręcił się obok Miony co niezwykle denerwowało Freda. Wiele wysiłku kosztowało go, aby nie podejść do puchona i mu nie przyłożyć. Corinne spoglądała na niego rozbawiona widząc jak robi się czerwony na twarzy. Wreszcie gryfon spojrzał na nią i uniósł do góry brwi.
- Fred, daj spokój! Chyba nie myślisz, że mój brat ma jakieś szanse z tobą? Hermiona nawet nie zwraca na niego uwagi. Mówiłam mu to już, ale on swoje. Jak zobaczy was razem na balu da sobie spokój. Zobaczysz - powiedziała z uśmiechem wstając ze stołka. Rudzielec uśmiechną się do niej ciepło.
- Wiesz co? Poprawiłaś mi humor, dzięki - odparł.
Hermiona wzięła do ręki jedno z pudełek stojących obok niej. Drugie zaczęła lewitować różdżką. Charles zaproponował, że pójdzie razem z nią i po chwili wyszli razem z Wielkiej Sali. Kiedy doszli do gabinetu profesor McGonagall, nauczycielka kazała im zanieść pudła do swojej kwatery. Oboje skinęli głową i weszli do środka. Położyli pudełka i już chcieli wyjść kiedy drzwi się zamknęły. Hermiona jęknęła. Teraz musieli czekać aż nauczycielka transmutacji wróci. Westchnęła usiadła na obok pudeł i zamyśliła się. Curt wpatrywał się w nią bez słowa. Bardzo mu się spodobała i w duchu liczył, że może coś między nimi będzie. Wziął głęboki oddech i przybliżył się do niej. Ani drgnęła. Raz kozie śmierć, pomyślał i wycisnął na ustach szatynki pocałunek. Hermiona odskoczyła od niego i oblała się rumieńcem.
- Curt przepraszam, ale to nie ma sensu. Dopiero się poznaliśmy, a zresztą ja... - zaczęła gryfonka uciekając od chłopaka wzrokiem.
- ...jestem w kimś zakochana, tak? - uśmiechnął się. - Przepraszam, wygłupiłem się tylko - pokręcił głową. W tej samej chwili drzwi się odtworzyły do środka weszła profesor McGonagall. Charles wypadł z gabinetu i pognał do biblioteki. Co mu strzeliło do głowy żeby ją całować? Przecież widział jak patrzy na siebie z Fredem. Prawdziwy z niego szczęściarz, pomyślał i otworzył drzwi do biblioteki. Podszedł do jednego z regałów i wyciągnął pierwszą lepszą książkę. Transmutacja dla zaawansowanych, przeczytał tytuł. Wziął ją do ręki i usiadł przy stoliku schowanym za jedną z półek. Odetchnął i żeby zagłuszyć myśli zaczął czytać. Nagle usłyszał chrząknięcie.
- Cześć, mogę się dosiąść? - usłyszał damski głos. Oderwał wzrok i spojrzał na dziewczynę. Miała długie ciemne włosy zaplecione w warkocz, czarne oczy i przepiękny uśmiech. Charlie kiwnął głową.
- Jasne, siadaj. A tak przy okazji jestem Charles Culmington- odparł.
- Dzięki. Angelina Johnson - powiedziała puszczając mu oko.
_______________________________________
Rozdział dopiero teraz, gdyż wcześniej nie miałam czasu go wstawić. Ale mam dzisiaj urodziny. Może mi wybaczycie? ;)
Pozdrawiam.
* * *
Przygotowania do Sylwestra ruszyły pełną parą. Jako, że do hucznej imprezy został tylko jeden dzień uczniowie ze wszystkich domów spięli się i zgodnie wykonywali polecenia. Prefekci domów czuwali nad wszystkim i mówili kto co ma robić. Hermiona operowała gładko różdżką podnosząc balony i zawieszając je na sznurkach. Pierwszoroczni zajęli się nadmuchiwaniem ich co było genialnym pomysłem szatynki. W ten sposób nie przeszkadzali tak bardzo i nie robili bałaganu. Charles kręcił się obok Miony co niezwykle denerwowało Freda. Wiele wysiłku kosztowało go, aby nie podejść do puchona i mu nie przyłożyć. Corinne spoglądała na niego rozbawiona widząc jak robi się czerwony na twarzy. Wreszcie gryfon spojrzał na nią i uniósł do góry brwi.
- Fred, daj spokój! Chyba nie myślisz, że mój brat ma jakieś szanse z tobą? Hermiona nawet nie zwraca na niego uwagi. Mówiłam mu to już, ale on swoje. Jak zobaczy was razem na balu da sobie spokój. Zobaczysz - powiedziała z uśmiechem wstając ze stołka. Rudzielec uśmiechną się do niej ciepło.
- Wiesz co? Poprawiłaś mi humor, dzięki - odparł.
Hermiona wzięła do ręki jedno z pudełek stojących obok niej. Drugie zaczęła lewitować różdżką. Charles zaproponował, że pójdzie razem z nią i po chwili wyszli razem z Wielkiej Sali. Kiedy doszli do gabinetu profesor McGonagall, nauczycielka kazała im zanieść pudła do swojej kwatery. Oboje skinęli głową i weszli do środka. Położyli pudełka i już chcieli wyjść kiedy drzwi się zamknęły. Hermiona jęknęła. Teraz musieli czekać aż nauczycielka transmutacji wróci. Westchnęła usiadła na obok pudeł i zamyśliła się. Curt wpatrywał się w nią bez słowa. Bardzo mu się spodobała i w duchu liczył, że może coś między nimi będzie. Wziął głęboki oddech i przybliżył się do niej. Ani drgnęła. Raz kozie śmierć, pomyślał i wycisnął na ustach szatynki pocałunek. Hermiona odskoczyła od niego i oblała się rumieńcem.
- Curt przepraszam, ale to nie ma sensu. Dopiero się poznaliśmy, a zresztą ja... - zaczęła gryfonka uciekając od chłopaka wzrokiem.
- ...jestem w kimś zakochana, tak? - uśmiechnął się. - Przepraszam, wygłupiłem się tylko - pokręcił głową. W tej samej chwili drzwi się odtworzyły do środka weszła profesor McGonagall. Charles wypadł z gabinetu i pognał do biblioteki. Co mu strzeliło do głowy żeby ją całować? Przecież widział jak patrzy na siebie z Fredem. Prawdziwy z niego szczęściarz, pomyślał i otworzył drzwi do biblioteki. Podszedł do jednego z regałów i wyciągnął pierwszą lepszą książkę. Transmutacja dla zaawansowanych, przeczytał tytuł. Wziął ją do ręki i usiadł przy stoliku schowanym za jedną z półek. Odetchnął i żeby zagłuszyć myśli zaczął czytać. Nagle usłyszał chrząknięcie.
- Cześć, mogę się dosiąść? - usłyszał damski głos. Oderwał wzrok i spojrzał na dziewczynę. Miała długie ciemne włosy zaplecione w warkocz, czarne oczy i przepiękny uśmiech. Charlie kiwnął głową.
- Jasne, siadaj. A tak przy okazji jestem Charles Culmington- odparł.
- Dzięki. Angelina Johnson - powiedziała puszczając mu oko.
_______________________________________
Pozdrawiam.
Wszystkiego najlepszego ! :D
OdpowiedzUsuńrozdział fajny, fajny. Oby tak dalej ;3
Dziękuję bardzo.
UsuńPozdrawiam.
spóźniłam się! :( Ale mimo wszystko Wszystkiego Najlepszego, weny i pomysłów, życzę :) .
OdpowiedzUsuńRozdział super! George i Dess razem . <3 Podoba mi się, ale niech Fred i Hermiona będą w końcu razem! :-D .
Oj tam, to nic i tak dziękuje. Wiem, że super XD już niedługo, cierpliwości :D
UsuńFajny rozdział, ale chciałabym więcej akcji z Fredem i Mioną. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWiem, postaram się naskrobać o nich teraz jak najwięcej.
UsuńRównież pozdrawiam.
Fragment z Desiree i Goergem - najlepszy! Widać że dałaś w to dużo serca i poświęciłaś wiele czasu bo nie jest to napisane na odwal. Sama chciałabym się znaleźć na miejscu Dess. Wspaniale wykreowałaś jej postać. Jest zwariowana i przypomina mi szerze mówiąc pewną osobę. Co do Charles'a - trochę mi go szkoda. Bardzo go polubiłam, ale może będzie coś między nim, a Angeliną? Trzymam kciuuki.
OdpowiedzUsuńDziękuje za tak miły komentarz! Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że ktoś to zauważył. W istocie tak było. Ten rozdział napisałam już daaaawno i naprawdę się starałam przekazać wszystkie moje uczucia do tekstu jak najlepiej. Cieszę się, że mi się udało - w ogóle cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę. Ja też go lubię, więc bez obaw. Nie zostawię go skrzywdzonego. :D
UsuńŚciskam.