Prorok Codzienny

Miniaturki fremione:
- POCAŁUNEK PSOTNIKA
_________________

Blog założony dnia: 25.12.2012r.

Blog zakończony dnia: 25.12.2013r.




wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 24 - Szpital


          Hermiona z nie małym wysiłkiem próbowała otworzyć oczy. Gdy wreszcie jej się to udało rozejrzała się wokół. Otaczała ją biel. Przez chwilę szatynka zastanawiała się czy nie umarła, ale jej wzrok zaczął powoli rejestrować widok, który ją otaczał. Znajdowała się w pomieszczeniu bardzo podobnym do Skrzydła Szpitalnego. Po jej prawej i lewej stronie stały po dwa łóżka. Jedno było zajęte. Leżała tam Alicja w bandażach z siniakami na twarzy i licznych szramach. Hermiona zakryła ręką usta. Wyglądała na prawdę źle. Szatynka przypomniała sobie wydarzenia poprzedniej nocy i wzdrygnęła się. Jak można być takim złym i okropnym człowiekiem? Pokręciła głową. Nagle przed oczami stanął jej Fred. Tak, uratował ją. W ostatniej chwili. Gdyby nie on... Łzy napłynęły jej momentalnie do oczu. Uratował ją, uratował! Szybko odrzuciła koc, którym była przykryta. Chciała go znaleźć, natychmiast. Przytulić się do niego i mu podziękować. Niestety jej złamana noga na to nie pozwalała. Wysoka pielęgniarka o farbowanych na rudo włosach, która właśnie weszła do środka popatrzyła się na nią spod groźnie nastroszonych brwi. Miała około trzydziestu pięciu lat. Kazała jej siedzieć i się nigdzie nie ruszać. Hermiona postanowiła się jej nie sprzeciwiać. Miała w sobie coś podobnego z profesor McGonagall. Wypiła posłusznie jednym haustem lek, który dała jej pielęgniarka. Szatynka dostrzegła na jej uniformie plakietkę z napisem Berielle. Nie było jednak nazwiska, a szkoda bo Hermiona była pewna, że kogoś jej ta kobieta przypomina. Podeszła do Alicji sprawdziła czy z nią wszystko w porządku i wyszła. Hermiona westchnęła. Wyszło na to, że nie może się stąd nigdzie ruszać. Spojrzała na małą szafkę obok łóżka. Dopiero wtedy spostrzegła, że leży tam bukiet kwiatów - jej ulubionych tulipanów - słodycze, mnóstwo słodyczy oraz kartka. Szatynka wzięła ją do ręki. Ta natychmiast poderwała się w górę i zaczęła śpiewać, albo raczej wyć:

"Hermioneczko nasza, 
do zdrowia wracaj ukochana.

Bo bez ciebie jest nudawo,
nikt nie wrzeszczy, się nie wścieka.

Desulka, nasza mała blondyneczka, 
Wypłakuje sobie oczy.

George próbuje ją rozśmieszyć,
ale marnie mu to idzie.

Ginny z Harrym siedzą wściekli, 
a nasz Ronuś z panną Brown kręci!

Benjaminek nasz malutki, 
z nerwów chodzi po pokoju. 

Co my mamy biedni począć, 
gdy Panienki Granger nie ma?"

Hermiona złapała kartkę i wsadziła ją pod poduszkę. Odetchnęła z ulgą i wybuchła śmiechem. Była ciekawa kto był autorem kartki. Ale zaciekawiła ją wzmianka o Ronie. Czyżby naprawdę podrywał Lavender? Hermiona rzeczywiście jej nie znosiła. Od pierwszej klasy, ale dla Rona była gotowa się z nią pogodzić. W końcu tu chodzi o szczęście jej przyjaciela, prawda? Wzięła głęboki wdech i poczuła, że leki zaczynają działać. 
Po chwili zasnęła.


Promienie słońca, które wpadły przez okno sali, łaskotały Hermionę wesoło w policzki. Szatynka przeciągnęła się leniwe i otworzyła oczy. Na małym stoliczku leżało już śniadanie wraz z małym zegarkiem, który wskazywał godzinę ósmą. Gryfonka podniosła się i wzięła tackę z jedzeniem. Wolno przeżuwała kolejne kęsy kanapki niezwykle zamyślona. Jej brązowe loki były w nieładzie, powywijane we wszystkie możliwe kierunki. Nawet nie zauważyła kiedy do środka weszła Berielle. Hermiona chciała znów zbombardować ją pytaniami, ale ta pokręciła stanowczo głową. Oznajmiła, że za jakieś piętnaście minut przyjdzie do niej profesor Albus Dumbledore i jej wszystko wyjaśni. Miona kiwnęła głową. Zjadła śniadanie i położyła się. Te piętnaście minut było najdłuższe jakie do tej pory przeżyła. Hermiona miała wrażenie jakby czas się zatrzymał i nie chciał ruszyć do przodu. Westchnęła i odsłoniła kołdrę. Jej złamana noga była już w pełni zdrowa. Wszystko za sprawą tych leków, pomyślała dziewczyna z uśmiechem. Po chwili usłyszała ciche pukanie. Odparła szybko proszę przekonana, że to Dumbledore. Nie myliła się. Staruszek wszedł do środka wolnym krokiem. Miał na sobie granatowy płaszcz i tego samego koloru tiarę. Jego siwa broda sięgała mu do brzucha, a twarz pokryta zmarszczkami i oczy wskazywały, że był bardzo zmęczony. Z pewnością nie spał od kilku dni. Usiadł na stołku obok łóżka Hermiony i uśmiechnął się.
- Jak się czujesz, Hermiono? - zapytał z troską.
- Znacznie lepiej. Gorzej z Alicją - szepnęła patrząc na koleżankę obok. - Wyjdzie z tego?
- Oczywiście. Dostała po prostu paroma silnymi zaklęciami, które znacznie  osłabiły jej organizm. - odparł.
 - A co z nim? Z jej ojcem? Jak się dostał do Hogwartu? Złapaliście go?
- Niestety nie. Pan Weasley obronił cię w ostatniej chwili. Mężczyzna był wściekły i jestem pewien, że gdyby nie on rzuciłby na ciebie jednym z niewybaczalnych zaklęć. Usłyszał jednak, że ktoś nadchodzi więc zawrócił. Nie zdąrzyliśmy jednak go dogonić - powiedział spokojnie. Hermiona kiwnęła głową. Właśnie tego obawiała się najbardziej.
- A co z profesor Umbridge? - zapytała po chwili. Mężczyzna westchnął.
- No właśnie i tu zaczynają się schody. Dolores doszła do wniosku, że umówiliście się razem we trójkę w Zakazanym Lesie na pojedynek - mruknął, a Hermiona się zakrztusiła powietrzem. W końcu to było śmieszne i tak absurdalne, że odebrało jej na chwilę mowę. Poranili się sami tak bardzo, że musieli wylądować w Świętym Mungu? Hermiona spochmurniała zła. Jeśli Dolores nie mogła uwierzyć w to, że jeden śmierciożerca zranił trójkę uczniów to ciekawe czy by uwierzyła jakby stanął przed nią sam Lord Voldemort. Pewnie pomyślałaby, że się przewidziała i nasłałaby na niego te swoje kotki z różowymi kokardkami. - Ma w planach wysunąć z tego konsekwencje. A właściwie to już wysunęła. Odjęła Gryffindorowi sto osiemdziesiąt punktów - kontynuował, a szatynka znieruchomiała.
- Odjęto nam sto osiemdziesiąt punktów za to, że śmierciożerca prawie nas zabił?! - ryknęła po chwili trzęsąc się z furii. Co za wstrętna, stara, paskudna, okrutna, gruba, i\różowa ropucha!
- Tak, na to wychodzi. Niestety nie mogę temu zapobiec. Jest jak jej tam... Aha, Wielkim Inkwizytorem Hogwartu. Nie pisnął o tym w gazecie nawet słówka. 
- A czy są tego jakieś dobre strony? - zapytała łamliwym tonem. Dumbledore poprawił swoją brodę.
- Hmm... No w sumie są. Nie będziecie mieć szlabanu. No i chyba najważniejsze; wszyscy żyjecie - powiedział. - Ale czas nas goni, a ja muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć. Pamiętasz może o kogo pytał Marcus? Ten śmierciożerca?
- Tak, pamiętam. Pytał o jakiegoś Vlade czy jakoś tak - odparła.
- Spodziewałem się tego. A teraz posłuchaj mnie uważnie Hermiono. Do szkoły po świętach przybędzie nowy nauczyciel. Ja muszę opuścić szkołę, a po moim odejściu profesor Umbridge z pewnością ogłosi się dyrektorem. Dzięki niemu będziecie się mogli ze mną kontaktować. Ponadto będzie miał dla was pewne zadanie. Szczególnie dla ciebie i dla Freda. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia - wybąkał. Wziął jeszcze jedną fasolkę wszystkich smaków i skrzywił się, a następnie wyszedł. Hermiona siedziała nieruchomo nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Miała tyle pytań. A on sobie poszedł? Zacisnęła pięści. W końcu była bardzo ciekawa co to za nauczyciel i o jakie zadanie chodzi. Postanowiła poszukać jednego z bliźniaków Weasley zanim przyjdzie tu Berielle i zorientuje się, że jej tu nie ma. Nałożyła szybko biały, puchaty szlafrok i kapcie. Włosy zaplotła w kucyka. Nie miała czasu się czesać. Wyszła z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Po korytarzach poruszał się kilku pacjentów. Chodzili i szukali numerków na drzwiach szukając sali, którą mieli zapisaną na kartce. Hermiona wzięła głęboki wdech. Zastanawiała się w jakiej sali znajduje się Fred. Szła korytarzem pełnym obrazów, które wykrzykiwały coś o swoich odkryciach i o jej włosach. Nie zwracała na nie szczególnej uwagi. Szła tak przed siebie kiedy kilka kroków przed nią zobaczyła Berielle. Spanikowała. Rozejrzała się szybko i rzuciła w bok chowając się tym samym za krzesłem, na którym siedziała jakaś pulchna kobieta. Usłyszała kawałek rozmowy Berielle ze uzdrowicielem. Mówiła coś o rudzielcu z 313. Hermiona wzięła głęboko powietrze. Poczekała jeszcze chwilę aż się oddali i zawróciła w kierunku schodów. Miona miała nadzieję, że kobieta miała na myśli Freda. Szła przed siebie rozglądając się uważnie czy nie kręci się tutaj gdzieś Berielle. W pewnej chwili z zakrętu wyszedł jakiś chłopak i zderzył się z nią. Hermionie mignęła przed oczami garstka rudych włosów. Jęknęli oboje i natychmiast złapali się za czoło. Podniosła oczy, a jej oczom ukazał się Fred w całej okazałości. Miał na głowie bandaż i kilka zadrapań na buzi. Momentalnie w jej oczach nagromadziły się łzy. Był tu! Spojrzeli na siebie w tej samej chwili i rzucili się w sobie ramiona. Na środku korytarza. Pacjenci przechodzący obok wywracali wymownie oczami na widok tej sceny, albo głośno komentowali ich zachowanie. Ich jednak nie obchodziło to ani trochę. Łzy spływały Hermionie ciurkiem po zaróżowionych policzkach.
- Hermiono tak się bałem - szepnął drżącym głosem. Miona popatrzyła się na niego swoimi brązowymi tęczówkami. Wiedziała, że wypowiada te słowa z wielkim trudem. W odpowiedzi uścisnęła go jeszcze bardziej.
Tyle mu wystarczyło.

______________________________________

Cześć i czołem! Wiem, że ostatnia notka ukazała się 11 czerwca, ale uwierzcie mi, że byłaby szybciej, gdyby nie moja awaria komputera. Poszedł do naprawy i miałam instalowany od nowa system. A to oznacza, że wszystkie moje miniaturki, opki, opisy i inne szlag trafił. No, ale cóż... Kiedy nie miałam sprzętu napisałam kilka rozdziałów w zapasie więc następny ukaże się już niedługo. Dziękuję wszystkim, którzy to jeszcze czytają i komentują. Rozdział z dedykacją dla was! 
Pozdrawiam ciepło. 

6 komentarzy:

  1. Z tego co wiem, pierwszy raz komentuję twojego bloga. Powód jest prosty, niedawno na niego wpadłam. Twój blog jest świetny naprawdę! Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku jak miło słyszeć takie słowa... Dziękuję bardzo. Humor od razu mam lepszy ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wspaniały rozdział. Ta kartka którą dostała była świetna:p Umbridge, Umbridge nikt jej nie lubi i już wiadomo czemu... 180 PUNKTÓW? Posiekałabym ją na cieniutkie plasterki! Dobrze, że Minerwa McGonagall tak jej się stawiała w Zakonie Feniksa. Lubię Albusa. Zawsze znajdzie jakieś pozytywy! Kochany dyrektor:) Końcówka jest piękna. Uwielbiam takie. Fred i Hermiona <3 Nie mogę się doczekać aż to wszystko się skończy i będą wreszcie razem. Tak prawdziwie! Pasują do siebie i to bardzo. Sama nie wiem co jeszcze napisać/ Słowa mi się jakoś nie kleją. Idę dalej czytać. Pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, o tak. W ogóle Drops i Minerwa byliby świetną parą. Szkoda, że Albus był gejem :c Życie. Uwierz nie ty jedna. Taaak, i za to ją kochamy. ♥ Dziękuję za komentarz
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  3. Wiesz co? Ten wierszyk to ci świetnie wyszedł szczerze mówiąc;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu ; O ale ty masz świetne pomysły!

    OdpowiedzUsuń

Ze SPAMem proszę kierować się do zakładki Sowiarnia. :)

Statystyka