Prorok Codzienny

Miniaturki fremione:
- POCAŁUNEK PSOTNIKA
_________________

Blog założony dnia: 25.12.2012r.

Blog zakończony dnia: 25.12.2013r.




poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 03 - Dzień jak co dzień


               Nastał ranek. Hermiona przeciągnęła się leniwie z prawego boku na drugi. Miała piękny sen. Śniło jej się, że siedzi w małym, przytulnym pokoiku. Obok niej krzątała się jej mama, pani Weasley, Luna, Ginny i jeszcze kilka kobiet, których nie imion nie mogła sobie przypomnieć. Wszystkie miały buzie tak radosne i uśmiechnięte jakby się co najmniej nowe dziecko narodziło.
- Hermiono, wstawaj nie leniuchuj już! Za dwie godziny bierzesz ślub! Jak będziesz się tak ociągała na pewno się nie wyrobimy - powiedziała cała przejęta i zaróżowiona z emocji jej matka Margaret. Dziewczyna popatrzyła się na nie zdziwiona.
- Jaki ślub? - wyjąkała zdezorientowana.
- Miona to nie czas na żarty! Ubieraj na siebie bieliznę, a później przyjdź tu. Pomożemy ci nałożyć sukienkę, a potem idę do brata. Ma taką tremę, że jeśli go ktoś nie powstrzyma zrobi coś głupiego. George próbował wszystkiego, ale jak tylko powie jakiś dowcip to ten stresuje się jeszcze bardziej niż wcześniej - mówiła Ginny bardzo szybko tak, że brązowooka ledwo nadążała za zrozumieniem wszystkich słów. Chciała zadać jeszcze kilka pytań. Z kim ten ślub? - najważniejsze jakie było, ale Luna pomogła rudowłosej i siłą wepchały Hermionę do łazienki. Kiedy z niej wyszła też nie dały jej dojść do słowa. Ciągle rozprawiały o tym, które to kolczyki będą pasować do jej sukni. Gdy z tym zadaniem się uporały przyszła pora na buty. Dały jej bialutkie pantofelki do włożenia. Oczywiście były strasznie nie wygodne, ale końcowy efekt zaskakujący.
Miona spojrzała w lustro. Widziała w odbiciu kompletnie zdziwioną kobietę tym wszystkim co się wokół niej dzieje, ubraną w zwiewną, białą suknię z jakiegoś miłego w dotyku materiale. Jej wiecznie napuszone włosy, które zawsze latały w różne strony, teraz były spięte w wytwornego koka i przytrzymane niebieską spinką. Hermiona nie mogła w to wszystko uwierzyć. Podjęła kolejną próbę pytań o ten cały ślub, ale zegar wybił dwunastą i wszystkie obecne w pokoju kobiety popchnęły ją w stronę drzwi i zaprowadziły pod altankę, gdzie czekał już ojciec dziewczyny. Ceremonia się rozpoczęła. Szła u boku ojca nie pewnie rozglądając się we wszystkie strony. Ze wszystkich stron uśmiechali się do niej ludzie ubrani w wytworne kreacje. Spojrzała w stronę, gdzie stał jej przyszły mąż. I kogo zobaczyła? Rudowłosego mężczyznę z masą piegów na twarzy. Ze wspaniałym, czarującym uśmiechem na twarzy i oczach o barwie czekolady, które świeciły się wesoło. Wszystko wskazywało na jedną osobę....
- HERMIONA! - ryknął jej ktoś do ucha, a szatynka natychmiast się obudziła. Stał nad nią Fred szczerząc zęby. Dziewczyna zdenerwowała się całkowicie. Przerwał jej tak piękny sen! Próbowała sobie przypomnieć kto był tym mężczyzną, który stał na podeście. Ale nic z tego. Niech to szlag, pomyślała zła.
- FRED! ZABIJE CIĘ! - ryknęła rozwścieczona do najwyższych granic możliwości. Zanim jednak zdążyła wygrzebać się z pościeli Freddie teleportował się z głośnym trzaskiem.
- Jeszcze tego pożałujesz! - syknęła dziewczyna pod nosem. Ginny, która zbudziła się przez wrzaski ziewnęła potężnie.
- Czego tak się wydzierasz, Miona? - zapytała ruda zaspanym głosem. Odpowiedź przyszła szybciej niż myślała. Sufit zatrząsł się i słychać było wyraźnie śmiech bliźniaków. Dziewczyna westchnęła.
- Och, Hermiono przyzwyczaisz się. Ja mam z nimi tak codziennie. Można by powiedzieć, że uodporniłam się na ich te wrzaski - powiedziała uśmiechając się po czym podeszła do szafy i wzięła ubrania na zmianę. Miona westchnęła. Poszła w ślady przyjaciółki: wybrała z szafy czarne spodenki i niebieską bluzkę po czym ruszyła do łazienki. Zrobiła poranną toaletę, umyła zęby, wzięła prysznic, uczesała się, przebrała i gotowa już wyszła z pomieszczenia. Ginevra czekała już na nią i obie zeszły po schodach w ciszy ziewając. W kuchni przygotowywała już śniadanie pani Weasley. 
- O dziewczynki, co tak wcześnie? Dopiero siódma - powiedziała zaskoczona rudowłosa kobieta. Po chwili uśmiechnęła się współczująco i pokręciła z rezygnacją głową. - Niech zgadnę Fred i George? Dziewczyny pokiwały głowami. Molly ściągnęła usta w bardzo wąską linię wyglądając przy tym jak zupełnie jak zastępca dyrektora Hogwartu, Minerwa McGonagall.
- Ja naprawdę nie wiem co z nich wyrośnie! Zachowują się zupełnie jak dzieci, a przecież w ich wieku powinni już myśleć o przyszłości! A nie o dowcipach! - mówiła do siebie pani Weasley przygotowując płatki dla dziewczyn. Kiedy były już gotowe postawiła talerz z taką siłą, że mleko rozbryzgało się na stół i dziewczyny. Hermiona i Ginny spojrzały na siebie i kręcąc głową wzięły się za jedzenie. 
Wraz z każdą minutą zaczęło przybywać coraz więcej ludzi. Pierwszy zszedł pan Weasley, który musnął żonę w policzek i przysiadł się do stołu. Zjadł szybko śniadanie i popędził do Ministerstwa Magii. Dziesięć minut później zszedł uśmiechnięty Syriusz.
- Cześć dzieciaki! - zawołał przysiadając się do dziewczyn. Ginny zrobiła tak żałosną minę, że Black nie mógł się powstrzymać i zarechotał przypominając tym samym szczekanie psa.
- Przecież w Hogwarcie też wstajecie o siódmej - powiedział chcąc zatuszować swoją wpadkę.
- Ale są przecież wakacje, Syriuszu. A to nie oznacza, że tych dwóch kretynów musi nas budzić z samego rana tylko dlatego, że są na nogach i nie mają co robić -  odpowiedziała natychmiast Hermiona biorąc do rąk jedną z kanapek, którą Molly właśnie postawiła na stole. Rozmawiały jeszcze chwilę z Blackiem zanim poszedł nakarmić Hardodzioba. Chwilę później przyszedł Ron. Powitał się z dziewczynami i od razu rzucił na stos kanapek, które leżały na środku stołu. Zjadł wszystko z prędkością światła i wrócił na górę. Dziewczyny skwitowały zachowanie rudzielca zgodnym prychnięciem.
- A właśnie Hermiono, czego ty spałaś w ubraniach? - zapytała Ginny przypominając sobie wczorajszy wieczrór. Hermiona wzruszyła ramionami i pociągnęła przyjaciółkę do kąta, gdzie stały dwa fotele i mały stoliczek.
- Wczoraj rozmawiałam z bliźniakami na temat Zakonu i Harry'ego. A później jak już byłam na schodach to przyszedł Fred i powiedział, że mnie zaprowadzi do naszego wspólnego pokoju. Zapytałam się czy nie mógłby pomóc mi się zgodzić, a potem zasnęłam - powiedziała szatynka śmiejąc się w duchu.
- A wy nic, no tego wiesz... - zaczęła koślawo Ginny, której oczy były kształtu galeonów.
- Zgłupiałaś? Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Traktuję go jak starszego brata. Nie wiem co ci do głowy przyszło. Ja i Fred, dobre sobie - odparła Miona pukając się palcem w czoło.
- A szkoda. Byłybyśmy rodziną! - westchnęła rudowłosa. Długo rozmawiały jeszcze o wszystkim co tylko naszło im na język. I wtedy właśnie Hermiona popatrzyła się na przyjaciółkę, której oczy były takie... Puste?
- Ginny, coś się stało? - zapytała zmartwiona przyglądając się badawczo dziewczynie.
- N-nnie - szepnęła drżącym głosem. Szatynka przycisnęła do siebie przyjaciółkę. Ginny zaczęła szlochać.  Hermiona chciała na nią naciskać, ale i tak była pewna, że zaraz to z siebie wyrzuci. Nie myliła się.
- No bo t-ttak mi żal Harry'ego. Przeżył tyle, a teraz jest tam, u mugoli sam - mówiła szlochając - chciałabym go pocieszyć! Przecież wiesz ile on dla mnie znaczy... Jestem zakochana w nim od pierwszej klasy, a on nic nie zauważył. Przez cztery lata. Nic. Kompletnie nic! Ale nie, teraz będę silna. Nie będę się nim przejmować! Ostatnie słowo Hermiona przyjęła z ulgą. Dobrze wiedziała, że nie można w żaden sposób (na razie) swatać jej z Harry'm. Przecież przez całą czwartą klasę był zakochany w Cho Chang. I pewnie nadal jest. 
 - Cześć młode! - krzyknął ktoś za ich plecami. Był to Fred, który razem z Georgem zszedł ze schodów w wyśmienitych humorach.
- Hej staruchy! - odparła Ginny już cała rozpromieniona. Nie było po niej widać nawet śladu, że płakała.
- Widzę, że się wyspałyście - bąknął Freddie szczerząc się.
- O tak wyspałyśmy! - powiedziała Hermiona uśmiechając się złowieszczo. - I wiesz co, Fred? Właśnie mi się przypomniało mi, że miałam cię zabić! Rudzielec wystrzelił jak torpeda unikając już wymierzonemu policzkowi szatynki. Brązowooka pognała za nim. Całe to wydarzenie patrząc z perspektywy kogo innego wyglądało co najmniej komicznie. Ruda z drugim bliźniakiem tarzali się po podłodze trzymając się za brzuchy i rycząc ze śmiechu ile sił w płucach.


_____________________________________

       Wiecie co wciągnęłam się i to bardzo w tę opowiadanie. Mam tyle pomysłów, że notki będą się pojawiały częściej niż zamierzałam. Mam tylko nadzieję, że hojna pani wena nie opuści mnie za szybko. Rozdział ten dodaję z okazji, że dziś Sylwester a później nie będę miała czasu bo idę do przyjaciółki. A więc Szczęśliwego Nowego Roku! 

6 komentarzy:

  1. Jejku, jejku! Co raz lepiej ;D. W tym poście podoba mi się wszystko od samego początku do samego końca. Pobudka Hermiony przez Freda w takim właśnie momencie! A ten sen. Niebo w gębie! Po prostu - sweet - jakby to powiedziała moja jedenastoletnia siostrzyczka. ; DD Hahaha
    I jeszcze ten genialny szablon wykonany przez Avie. Cudo. *.* No to ja również Ci życzę Szczęśliwego Nowego Roku i weny. Tak, weny. Duuuuużo weeeeny ♥ .

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Obywena cie nie opuszczała, bo zaczyna się świetnie. Szczęśliwego nowego roku. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski! Ten sen był the best! Jeszcze nie czytałam żadnego z twoich blogów ale to nic nadrobię to:D Podoba mi się sposób w jaki piszesz nie ma czegoś takiego że cały czas tylko o dwóch osobach są też wątki poboczne a to mi się bardzo podoba :) Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. aż się zdziwiłam, jak przeczytałam słowo słowo ślub haha ;D rozkręca się, rozkręca ;) czekam na kolejne rozdziały a u mnie nowosc ;) pozdrawiam! http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Ze SPAMem proszę kierować się do zakładki Sowiarnia. :)

Statystyka