Hermiona siedziała na parapecie wpatrując się w obraz za oknem. Na małym placu zabaw huśtała się mała dziewczynka z wesołą miną. Szatynka uśmiechnęła się na jej widok. Sama dobrze pamiętała czasy, gdy miała zaledwie sześć lat. Kręciła się na karuzeli, zjeżdżała na zjeżdżalni. Jej największym zmartwieniem było czy zdąży obejrzeć swoją ulubioną bajkę, albo gdzie podział się jej ulubiony miś - Cyril. Nie musiała bać się o jutro. Niestety te czasy minęły i nie wrócą. Bezpowrotnie. Westchnęła z rezygnacją przypominając sobie wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Voldemort wrócił. Cerdik nie żyje... Przed oczami stanął jej obraz Harrego, gdy wrócił z labiryntu z martwym puchonem. Przełknęła nerwowo ślinę. Już nikt nie był bezpieczny. Nikt. Na parapet wskoczył Krzywołap i usadowił się wygodnie na jej nogach. Hermiona zaśmiała się i przytuliła zwierzaka. Siedziała tak aż poczuła piasek pod powiekami i powoli odpłynęła do krainy Morfeusza. Następnego dnia obudziła się o godzinie ósmej. Otworzyła oczy i zobaczyła, że siedzi na parapecie. Pokręciła głową i wyprostowała się. Noc na siedząco dała jej się mocno we znaki. Zeszła z parapetu i przeszła obok Krzywołapa, który chrapał w najlepsze leżąc na podłodze. Skierowała się do łazienki w celu wykonania porannych czynności. Odkręciła kurek z ciepłą woda i wsypała do środka lawendowy płyn do kąpieli. Następnie zdjęła z siebie ubranie i z gęsia skórką weszła do wanny. Położyła się zapominając o wszystkim co ją otacza, o niebezpieczeństwie jakie czyha na zewnątrz. To dziwne, ale taka kąpiel potrafi czynić cuda. Pół godziny później woda stała się już lodowata więc Hermiona wyszła z wanny po czym wytarła się i obwiązała ręcznik dookoła ciała. Następnie wyjęła suszarkę i zaczęła suszyć swoje sięgające do ramion włosy. Gdy skończyła usłyszała melodyjny głos swojej matki Margarett, która wołała ją na śniadanie. Miona przebrała się w krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem i zeszła na dół. Po kuchni krzątała się jej matka. Brązowe włosy, które po niej odziedziczyła związała w ciasnego koka, który przypomniał Hermionie o profesor McGonagall. Dziewczyna uśmiechnęła się w duchu. Jej ojciec Joshua Granger siedział już przy stole czytając gazetę i jedząc kanapki. Czarne włosy, na których można już było dostrzec siwe pasma włosów były rozczochrane. Niebieskie oczy przebiegały szybko po tekście. Miał na sobie koszulę w kartę i spodnie z podwyższonym stanem. Hermiona usiadła obok ojca i zaczęła konsumować swoje śniadanie. Jej matka od razu zaczęła trajkotać jak najęta. Miona uśmiechnęła się do niej. Zawsze była wygadana. I chodź wygląd odziedziczyła po matce to resztę zdecydowanie po panu Granger.
- Wtedy do
biura wszedł pan Colins i zapadła głucha cisza. Gdybyś widziała
minę Valentine... Och, Josh zostaw tę gazetę i chodź! Spóźnimy
się, a ja muszę jeszcze wstąpić do Yvonne. Złotko odwiedziłabyś
panią Elizabeth? Dawno cię nie widziała. Mogłabyś jej zrobić
przy okazji zakupy. Masz tutaj jeszcze kanapki. No, to chyba
wszystko... Josh! No chodź już! - powiedziała Margarett. Pan
Granger zwinął gazetę w rulonik i wyrzucił do śmieci.
- Same bzdury
w tych gazetach wypisują, naprawdę. No dobrze, kochanie. Chodźmy.
Cześć Mionko, wrócimy wieczorem - odparł i pocałował
Hermionę w czoło. Szatynka uśmiechnęła się.
- Jedźcie
ostrożnie - dodała jeszcze i zamknęła drzwi za rodzicami. Tak
więc została sama w domu. Westchnęła przeciągle i umyła
naczynia. Dochodziła godzina ósma, ale z braku zajęć
postanowiła rzeczywiście odwiedzić panią Elizabeth Price.
Mieszkała ona dwa domy dalej. Hermiona wzięła pieniądze z
kubeczka, który leżał na szafce i wyszła z domu. Słońce
grzało wesoło, gdy szatynka szła chodnikiem Violet Street. Gdy
doszła wreszcie do domu z dużą czwórką na drzwiach
przeszła przez furtkę i zapukała delikatnie w drzwi. Otworzyła
jej starsza kobieta z siwymi włosami i niebieskimi oczami. Na nosie
miała duże, czarne okulary, a na sobie fioletową sukienkę w
grochy. Uśmiechnęła się na widok Hermiony.
- Ach,
Hermioneczka! - zawołała klaskając w dłonie. - Dzień dobry
kochanie! Wejdź, wejdź nie stój tak w progu. Hermiona
przywitała się i zapytała czy pani Elizabeth czegoś nie
potrzebuje. Pani Price uśmiechnęła się i napisała krótka
listę zakupów. Szatynka wzięła ją i obiecała, że wróci
za jakieś dwadzieścia minut i spokojnie porozmawiają. Opuściwszy
dom Hermiona skierowała się w kierunku sklepu na Berkins Street.
Szła spokojnie kiedy ktoś nagle złapał ją od tyłu i krzyknął
głośne Bu. Granger podskoczyła przestraszona i
spojrzała do tyłu. Za nią stała Pollyanne Anderson jej koleżanka
z czasów kiedy chodziła jeszcze do podstawówki.
Złapała się za serce i wypuściła powoli powietrze.
-
Polly, chcesz żebym zawału dostała? - zapytała szatynka ze
śmiechem. Blondynka machnęła ręką i przytuliła Hermionę. Miała
duże, brązowe oczy, a na sobie sukienkę w kolorowe kwiaty. Razem
poszły do sklepu wspominając stare, dobre czasy.
* * *
Dziewczynka o burzy brązowych loków zleciała ze schodów niczym błyskawica. Naciągnęła na siebie czapkę i wyszła z domu nie zawracając sobie głowy tym, aby poinformować kogoś, że wychodzi. Wokół niej było pełno śniegu. Domki jej sąsiadów przypominały jakby były posypane słodkim lukrem. Zaśmiała się swoim melodyjnym głosem i wbiegła na górkę niedaleko jej mieszkania. Rozchodził się stamtąd piękny widok, który zapierał dech w piersiach. Położyła się na śniegu i przymknęła powieki, a jej brązowe loki rozsypały się wokół jej głowy. Powolnymi ruchami zaczęła robić aniołka na śniegu wyobrażając sobie, że właśnie nim jest. Rozpościerała swoje długie skrzydła i machała nimi wyobrażając sobie, że szybuje nad domami. Wesoły wiatr pieści ją w uszy i włosy. Oczami wyobraźni widzi jak trzyma w koszyczku śnieg, który dała jej Królowa Śniegu. Wysypuje z niego biały, miękki puch i zrzuca w dół śmiejąc się przy tym głośno.
- Miona! - dobiegł ją głos jej przyjaciółki.
Momentalnie otwiera oczy i widzi przed sobą rozpromienioną twarz Pollyanny. Dziewczynki o króciutkich czarnych włoskach, które ledwo dosięgają jej po za drobne uszy. Jej twarz pokrywała ogromna ilość piegów, które dodawały jej uroku. Oczy o barwie soczystej trawy spoglądały na Hermionę. Ta uśmiecha się i pociąga swoją przyjaciółkę obok siebie.
- Przepraszam, że zaczęłam bez ciebie, ale nie mogłam się powstrzymać - powiedziała chwilę później. Polly machnęła nieznacząco ręką. Leżały tak, robiąc aniołki ze śniegu i śmiejąc się do rozpuku dobrą godzinę. Kiedy wreszcie wyrwały się z rozsypywania śniegu wstają, a ich buzie są całe czerwone od zimna.
- Na dzisiaj chyba wystarczy, jak sądzisz? - zapytała Poll z uśmiechem na twarzy. Miona rozejrzała się w okół i pokiwała głową.
- Tak tyle wystarczy, chyba, że chcemy, aby nas zasypało - zaśmiała się. Złapały się za drobne rączki i schodząc ostrożnie po górce zeszły na dół.
Hermiona
Granger siedziała w ławce przeglądając kartki
podręcznika. Promienie słońca przedzierały się przez
grube, szmaragdowe zasłony łaskocząc tym dziewczynę w
policzek. Pani Brennan chodziła po klasie przepytując dzieci z
tabliczki mnożenia. Tak więc z ulgą przyjęli wiadomość, że
zadzwoni dzwonek. Hermiona miała lekko nieszczęśliwą minę. Pani
Linda nie zapytała jej ani razu. Nagle przed oczami mignęła jej
garstka blond włosów. Po chwili Pollyanne siedziała na jej
ławce machając wesoło nogami, na których miała już nieco
zdarte sandały. Miona pokręciła głową z politowaniem chowając
książki do torby.
- Udało
się nie zapytała mnie, ciebie też zresztą nie! Czy to nie
cudowne? - powiedziała uśmiechając się szeroko.
Jagoda
Young usiadła na trawie co chwilę poprawiając swoje czarne włosy.
Hermiona raźnym krokiem przeszła obok niej i usiadła na ziemi
kilka stóp dalej. Jagoda zerknęła na nią, a usta wykrzywiła
w szyderczym uśmiechu.
-
Popatrzcie tylko na Granger! Jest płaska jak deska! - powiedziała
teatralnym szeptem do grupki dziewczyn, które ją otaczały.
Hermionę zapiekły oczy. Wstała natychmiast, a nogi same poniosły
ją w kierunku Jagody. Nie zastanawiając się długo podeszła do
niej i wymierzyła jej siarczysty policzek.
-
Wole być płaska i mądra niż cycata i głupia jak but! - warknęła
ze złością i odeszła zostawiając osłupiałą dziewczynę. Po
chwili na jej smukłej twarzy pojawił się pryszcz. Tak nagle!
Hermiona była zdziwiona jak reszta dziewczyn. Jagoda zakryła buzię
i z płaczem pobiegła do szkoły. Polly widziała całe to
wydarzenie z końca boiska. Podskoczyła do góry z dłonią
zaciśniętą w pięść śmiejąc się na całego. Szatynka nadal w
wielkim szoku uśmiechnęła się. Rzeczywiście, to było dziwne,
ale co z tego? Jagodzie się dostało i to jest najważniejsze.
Hermiona
siedziała w kuchni jedząc w spokoju kanapkę. W szybę zapukała
nagle sowa. Dziewczyna spojrzała zaskoczona na okno i zerwała się
natychmiast z krzesła. Otworzyła okno, a do środka wleciała duża,
brązowa sowa. Do nóżki miała przyczepiony list. Hermiona
podeszła wolnym krokiem do sówki i wzięła list. Otworzyła
go szybko, a jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
Szatynka
szła wolnym krokiem na Black Street, gdzie mieszkała Polly. Chciała
jej powiedzieć prawdę, że jest czarownicą i będzie się uczyć w
Hogwarcie! Ale nie mogła. Razem z rodzicami ustaliła, że powiedzą
iż będzie teraz uczęszczać do szkoły z internatem. Źle się z
tym czuła, ale mugole czyli osoby poza magiczne nie mogły się o
tym dowiedzieć.
Polly
spojrzała na nią ze łzami w oczach, gdy tylko jej to powiedziała.
- Cieszę
się, że cię poznałam Hermiono - odparła i przytuliła szatynkę
z całej siły.
Hermiona
po udanych zakupach razem z Pollyanne odprowadziła ją pod dom na
Black Street.
- Fajnie, że
się spotkałyśmy, Miona. Szkoda tylko, że tak mało czasu miałyśmy
dla siebie. Dzisiaj wyjeżdżam do Włoch i wracam dopiero trzeciego
września. Ale może spotkamy się w następne wakacje? - zapytała,
a Hermiona zgodziła się od razu. Gdy
wreszcie się pożegnały szatynka wróciła na Violet Street do
pani Elizabeth. Siedziała w pokoju na kanapie słuchając muzyki z
lat sześćdziesiątych. Hermiona odstawiła zakupy do kuchni i
wróciła do salonu. Usadowiła się wygodnie w fotelu i
pogrążyła w rozmowie z panią Price.
* * *
Dzień chylił się ku zachodowi. Hermiona siedziała przy stole malując plac zabaw i dwie dziewczynki huśtające się na huśtawce. Szatynka nie była jakoś wybitnie uzdolniona w malowaniu, ale lubiła to, a dzisiejsze spotkanie z Polly ją do tego natchnęło. Wzięła do ręki ołówek i zaczęła szkicować słońce. Postanowiła zrobić mu uśmiech tak jak to robiła zawsze w dzieciństwie. Na dźwięk dzwoniącego telefonu przestała malować. Wstała i podeszła do małej komody, gdzie leżał czerwony telefon. Hermiona podniosła słuchawkę i przycisnęła ją do ucha.
- Tak,
słucham? - zapytała uprzejmie
- Och, Hermiona? To
wspaniale, ojciec Rona przy telefonie - powiedział
ktoś z drugiej strony.
- Pan Weasley! Dzień
dobry, ale czego pan dzwoni telefonem, a nie wysyła wiadomość w zwykły sposób?
- Sprawa jest ściśle
tajna więc w obawie że ktoś może przechwycić list dzwonię do
ciebie. Posłuchaj mam pytanie czy zechciałabyś przyjechać na
wakacje do kwatery głównej? - zapytał pospiesznie. Hermiona
zaskoczona uniosła brwi do góry. O jakiej
kwaterze mowa?
- Wakacje, gdzie?
- To nie czas
na wyjaśnienia. Tegoroczne wakacje nie spędziłabyś u nas w
Norze tylko w zupełnie innym miejscu. Będą moje dzieci wiec nie
obawiaj się niczego.
- No dobrze, ale w
jaki sposób mam się tam dostać?
- Ja, Alastor Moody,
Lupin i Nimfadora przyjdziemy do ciebie o siedemnastej.
- No dobrze, ale...
- Wszystkiego się dowiesz jak znajdziesz się już w kwaterze. Powiedz mi tylko czy masz na to ochotę i powiadom o tym rodziców.
- Wszystkiego się dowiesz jak znajdziesz się już w kwaterze. Powiedz mi tylko czy masz na to ochotę i powiadom o tym rodziców.
- Oczywiście, że
mam - odparła radośnie.
- To wspaniale
Hermiono. Przyjdziemy po ciebie jutro o czwartej. Do widzenia - powiedział po czym odłożył słuchawkę telefonu.
Hermiona
trochę zszokowana ale szczęśliwa że ujrzy Weasleyów i
Harry'ego wtargnęła szybko do kuchni i zaczęła mówić
rodzicom o zaistniałej sytuacji. Jej matka nie zgodziła się
oczywiście, ale pan Josh oznajmił twardo żonie, że ich córka
nie jest już małym dzieckiem Nie obyło się bez łez, krzyków
i wrzasków, ale pozwolono jej jechać. Oczywiście było jej
żal, że musi opuścić rodziców w końcu nie zobaczy ich aż
do świąt ale perspektywa spędzenia wakacji z jej ukochanymi
przyjaciółmi była silniejsza. Dokończyła rysunek i
pobiegła do Polly. Zdążyła w ostatniej chwili. Dała jej rysunek,
a następnie wróciła do domu spakować się. Już jutro
zobaczy przyjaciół. W końcu.
* * *
W
kwaterze głównej Zakonu Feniksa panowała ponura atmosfera. Gdziekolwiek się spojrzało widać było tony kurzu, z którymi
dzielnie zmagała się Molly wraz z Ginny, Fredem, Georgem, Ronem
oraz Syriuszem.
- Mamo, my nigdy tego
nie sprzątniemy - powiedziała żałośnie Ginny, której płomieniście
rude włosy sterczały we wszystkie strony.
- Jestem głodny,
mamo - mruknął Ron ocierając kroplę potu z czoła i wskazując na swój brzuch.
- Tylko nie umieraj
bo będzie to dla nas wielka strata - powiedział George i wybuchł
śmiechem. Pani
Weasley, nieco pulchna kobieta o rudych włosach i brązowych
oczach, zmarszczyła brwi.
- Na miłość boska
uspokójcie się - powiedziała zdenerwowana. - Wstyd mi tylko
przynosicie. Czwórka nastolatków wzniosła do góry oczy w geście dezaprobaty. Syriusz, który do tej pory milczał dzielnie zmagając się z otworzeniem jednej ze starych szaf wziął oddech i uśmiechną się czarująco.
- Kochana
daj spokój, harują tu już od trzech godzin. Dajmy im trochę
odpocząć - rzekł. Molly
nie była do końca przekonana, ale zanim powiedziała choćby słowo
jej dzieci pobiegły na górę. Pokręciła z politowaniem
głową po czym poszła do kuchni zrobić im kanapki. W tej samej
chwili ktoś zadzwonił dzwonkiem. Syriusz popędził do drzwi przy akompaniamencie wyzwisk portretu swojej matki. Otworzył drzwi i z uśmiechem na twarzy powitał Arthura Weasleya, męża Molly.
- Witaj -
mruknął na widok gościa po czym uściskał go przyjaźnie.
- Gdzie dzieciaki? - spytał
wesoło rudowłosy mężczyzna, a Black zaprowadził go na górę do ciemnego pokoju,
gdzie rzeczywiście siedziały jego dzieci.
-
Dziś około osiemnastej przyjdziemy z Hermiona - powiedział
do obecnych po czym zszedł z Syriuszem na dół do kuchni.
Ginny pisnęła tak gwałtownie, że Ron spadł z łóżka.
- Wreszcie
będę mogła porozmawiać z kimś normalnym! - zawołała wyraźnie akcentując ostatni wyraz. Fred
i George zmierzyli ja taksującym wzrokiem po czym wybuchli
śmiechem.
- Chyba
nie chcesz mi powiedzieć, że Hermiona jest normalna? - spytał
jeden z bliźniaków nadal dusząc się ze śmiechu. Ginevra
zmrużyła niebezpiecznie oczy.
- Na
pewno jest normalniejsza od was dwóch razem
wziętych - powiedziała, ale oni nic sobie z tego nie
zrobili. Uśmiechnęli się wesoło w ten własnie sposób,
którego ich najmłodsza siostra bała się najbardziej.
- Ale
wy chyba nie chcecie jej nic zrobić? - spytała tym
razem przerażona. Chłopcy
wymienili miedzy sobą krótkie spojrzenia po czym oboje
zgodnie pokręcili głowami. Rudowłosą to jednak nie przekonało bo
zrobiła jeszcze bardziej przerażona minę niż przedtem jednak nic
nie powiedziała, gdyż właśnie zawołała ją matka, aby przyszła
po kanapki. Ron natomiast spojrzał zaciekawiony na swoich braci.
- O
czym wy mówicie?
- O
tym, że wkurzanie Hermiony jest równie pasjonujące co
wkurzanie Percy'ego - powiedzieli ze śmiechem po
czym z trzaskiem deportowali się z tymczasowego pokoju Ginny.
_______________________________________
No cóż, jestem zadowolona z tego rozdziału. Wyszedł mi długi, nie powiem. Następne rozdziały jednak będą raczej krótsze. Chcę, aby pojawiały się częściej więc mam nadzieję, że nie będzie wam to jakoś specjalnie przeszkadzać.
Życzę miłej lektury.
Podoba mi się, czekam na dalszy ciąg wydarzeń :)A teraz lecę zobaczyć Twój drugi blog :) Informuj mnie o nowościach :) Pozdrawiam :) http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKurcze. Kolejny blog? Nie nadążam za tobą dziewczyno x ddd. Ale w sumie to dobrze. Lubię parę Fremione więc masz u mnie plusa. Znajdziesz mnie tu: http://valeria-foresst.blogspot.com.
OdpowiedzUsuńA tymczasem idę do następnej noci .
Super i co ty gadasz? Beznadziejny? Kocham fremione i zapowiada się bardzo ciekawie lecę czytać następny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńWspaniale! <3
OdpowiedzUsuńNigdy nie pisz mi takich bzdur, że te rozdziały są beznadziejne! Ten jest cudowny <3
OdpowiedzUsuńPoliczymy się na grupie ^^
świetny rozdział naprawdę! podoba mi się to jak opisałaś uczucia Hermiony, spotkanie Polly i kilka jej wspomnień. to nagłe pojawienie się tego pryszcza u jagody - wspaniałe xd
OdpowiedzUsuń